FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Zapiski podróżnika Część I [NZ] [OOC] [ AU] 10.07.09 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
aramgad
Moderator



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 590
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 11:47, 06 Lip 2009 Powrót do góry

Wracam z nowym opowiadaniem. Całkiem innym. Nie ma tu typowych rozdziałów, są daty. Czasem będzie pojawiać się wstawka jako jeden dzień, czasem jako kilka. Całość będzie składać się z czterech części.
Pierwsza należy do Edwarda.
FF nie jest parodią, to tylko styl bycia Edwarda.
Beta Dilena - merci :*


CZĘŚĆ I : EUROPA

Gdzie świat baśni styka się z prozą życia.


12 maja 2003 r. dom

Nazywam się Edward Masen. Mam dwadzieścia osiem lat i jestem… porąbany. Tak sądzi moja matka, Elizabeth i pewnie ma rację. Postanowiłem, że od dziś zacznę pisać dziennik. Pomysł ten jest związany z powziętymi przeze mnie planami, ale o tym później. Najpierw w wielkim skrócie opowiem wam o sobie. Urodziłem i wychowałem się tutaj. Moje dzieciństwo może i nie było sielankowe, ale nie narzekałem.
Nie byłem bity, ani poniżany. Rodzice mnie kochali, choć odrobinę zaniedbywali. No dobra – odrobinę to za delikatnie powiedziane. Może najpierw o nich. Staruszek był przystojnym, postawnym mężczyzną, oj tak. Kobiety za nim szalały, ale on z całego tłumu napalonych siks wybrał Liz, moją ukochaną mamusię - piękną kobietę, o miedzianych włosach, które notabene właśnie po niej odziedziczyłem. Jednak poza tym mało istotnym szczegółem, podobny byłem tylko do ojca.
Wszyscy mówili, że wyglądam jak skóra zdarta z tatuśka. I dobrze bo z takim wyglądem i kasą było mi w życiu łatwiej. Oczywiście jestem też inteligentny, to nie ulega wątpliwości. Mój tata wiecznie był w rozjazdach, jako kongresman miał naprawdę dużo roboty. Jego praca bardzo go stresowała, co niestety przypłacił własnym zdrowiem i życiem. Matka… ech. Uwielbiała bycie w centrum zainteresowania. Często wyjeżdżała z ojcem, a jeśli zdecydowała się zostać, to bynajmniej nie dlatego, że chciała pobyć ze mną. Po prostu szykowała kolejne przyjęcie. Zawsze oboje zapewniali mnie o swojej miłości i wiedziałem, że mówią szczerze. Po prostu nie potrafili odpowiednio okazać swoich uczuć. Miałem oczywiście nianię. Pojawiła się w moim życiu, gdy skończyłem dwa latka. O dziwo, wcześniej matka zajmowała się mną bez niczyjej pomocy. Maria była starszą, pulchną i bardzo sympatyczną kobietą. Pochodziła z Meksyku i dzięki temu, że często mówiła po hiszpańsku znam ten język tak samo dobrze jak swój. Spędzałem z nią całe dnie. Zaprowadzała i przyprowadzała mnie ze szkół, bawiła się ze mną, gotowała mi. Robiła wszystko, do momentu, aż nie zacząłem być wystarczająco samodzielny. Wówczas wyjechała do chorej siostry, do swojego kraju.
Przez jakiś czas pisała do mnie kartki. Ostatnią z nich dostałem na moje dwudzieste pierwsze urodziny.

Drogi Edwardzie,
Dziś stajesz się mężczyzną. Cieszę się, że mogłam obserwować jak dorastasz i być częścią Twojego życia. Życzę Ci spełnienia wszystkich marzeń. Wiem, że kiedyś będziesz najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Twoja niania Maria
P.S. Pamiętaj o tym co jest dla Ciebie najważniejsze i nie bój się o to walczyć.

Więcej się nie odezwała. Próbowaliśmy ją odnaleźć, ale nie udało się.

Moje życie toczyło się dalej. Ukończyłem studia na wydziale historii na tej samej uczelni, gdzie później pracowałem. Wbrew zapewnieniom wszystkich znanych mi ludzi wcale nie były to najszczęśliwsze lata mojego życia. Nie poznałem tu mojej przyszłej małżonki, bo wszystkie napotkane dziewczyny miały w głowie mniej niż nic. Gdy skończyłem naukę, dyrektor szkoły, Pani Sunflower, zaprosiła mnie do współpracy. Tak więc dwa lata wykładałem na jednym z najlepszych uniwersytetów na świecie. Mniejsza o nazwę, bo nie o chwalenie tu chodzi. Owszem mógłbym napisać, że jestem cenionym i niezwykle przystojnym mężczyzną, za którym szaleją wszystkie kobiety świata i w dodatku pracuję tu, gdzie pracuję, ale co by to dało? Czy coś bym w ten sposób osiągnął? Moja mama na pewno stwierdziłaby, że sporą grupę czytelniczek i kazałaby mi opublikować mój dziennik.
Niedoczekanie. Owszem byłaby to prawda, ale nic nie wnosząca. W rzeczywistości byłem sfrustrowanym wykładowcą, który nie miał nic, poza pracą. Nie znalazłem kobiety, z którą chciałbym spędzić resztę życia. Dzieci… ich także nie miałem, ale akurat z tego powodu nie było mi smutno. Brakowało mi przygody. Brakowało mi wrażeń. A przede wszystkim brakowało mi życia, takiego wiecie – pełną piersią. W mojej egzystencji nie było nic ekscytującego, tylko wszechogarniająca rutyna. Wstawałem rano, szedłem do pracy, po niej do domu i spać i od nowa. Grrr! Do tego dochodziło mieszkanie z moją mamusią, która była niezwykle upierdliwa w pożyciu. Zwłaszcza od śmierci mojego ojca, Edwarda Seniora. Zawał serca. Nie zdążyliśmy się nawet pożegnać. Mama bardzo to przeżyła. Zamknęła się w sobie, zgorzkniała, zdziwaczała. Zamieszkaliśmy razem, bo potrzebowała wsparcia. Minęło już jednak pięć lat, a ona stawała się coraz bardziej wkurzająca. Nie miałem już siły znosić jej humorów.
Wracając do tematu – siedemset trzydzieści dwa dni byłem wykładowcą historii
na ... o nie! Nie dam się podpuścić. Ta informacja jest zupełnie nieistotna. Dziś minęły równo dwa lata i także tego dnia złożyłem wypowiedzenie. Praca nie jest mi do niczego potrzebna. Kasy mam jak lodu, bo ojciec zapisał mi cały swój majątek. Właściwie nie wiem czemu zatrudniłem się w szkole. Wszystko mnie tam drażniło. Wieczny syf. Nikt się nie uczył. Każdemu tylko imprezy w głowie. Nie to, że jestem świętoszkiem, lubię się zabawić, ale znam umiar. Moi uczniowie mówili na mnie „zramolały Masen” – fajny przydomek, co? Chociaż studentki śliniły się na mój widok, co było dość żenujące. Najciekawsze były w ich wykonaniu egzaminy. Podczas, gdy panowie robili z siebie błaznów, panienki prześcigały się w głębokości dekoltu i dosłownie - braku długości spódnic.
Na pierwszym roku Jessica Stanley na moje pytanie o powstanie Rzymu, odpowiedziała – „Nie mam majtek profesorze”. Co byście zrobili? Ja zbladłem jak ściana i roześmiałem się histerycznie, po czym spokojnym, głębokim głosem powiedziałem: „Wrzesień” i wywaliłem ją za drzwi. Pamiętam także dzień, gdy kazałem napisać im o miejscu jakie chcieliby zobaczyć. Wybaczcie, ale nie mogłem się powstrzymać. Voila:

Mike Newton
Rok II
Praca na historię
Temat: Miejsce, które chciałbym zobaczyć.
Najbardziej chciałbym zobaczyć Londyn i uliczne bójki angielskich kibiców.
Uważam, że to świetny sposób na poznanie miejscowej kultury.

I to by było na tyle. Gdy to zobaczyłem, załamałem się. To pseudo wypracowanie przelało czarę goryczy. Musiałem odejść zanim zwariuję. Postawiłem mu F z dziką przyjemnością. Takich przypadków było tu wiele, co nie powinno mieć miejsca, zważywszy na renomę i status uczelni, jednak nie od dziś wiadomo, co można osiągnąć, gdy ma się pieniądze.
Każdy dzień w tej szkole pogłębiał moje przekonanie o tym, że popełniłem błąd, więc zwinąłem manatki i przyrzekłem sobie, że od dziś zajmę się moimi zainteresowaniami. Mina dyrektorki była bezcenna, poczułem się jak w reklamie Mastercard. Jednak na szczęście znając moje usposobienie i podejście do świata nie podważała Edwardowem decyzji.
Rzuciwszy okiem na rezygnację uśmiechnęła się krzywo i powiedziała: ”Powodzenia Masen”.
Odpowiedziałem grzecznie „dziękuję” i wyprowadziłem mój tyłek z jej gabinetu.
Wiecie jak brzmiało moje pismo? Poniżej wklejam kopię:



Droga Pani Sunflower
Z dniem dzisiejszym rezygnuję z mojej ciepłej posadki w Pani szkole, gdyż jestem starym kawalerem bez przyszłości. Czas coś osiągnąć. Wyruszam w podróż za marzeniami.
Edward „zramolały” Masen.


Podobało się? Nigdy nie byłem dobry w tej całej biurokracji. Po powrocie do domu spakowałem walizki. Wyjąłem kasę z sejfu i poupychałem w skarpetki, po tysiąc dolarów na parę. Pewnie was ciekawi ile wziąłem par, ale nie powiem. Pożegnałem się z matką i udałem się do biblioteki po najważniejsze. Po przewodnik, który miał być mapą mojej podróży. Szybko przeleciałem palcami po półce, gdzie znajdowali się autorzy na literę „C”. Tak naprawdę mógłbym ją wam podać z zamkniętymi oczami. Złapałem dzieło w prawą dłoń i spojrzałem na nią wymownie.

Carlisle Cullen „Wampiry, wilkołaki, elfy, strzygi i prostaki”.

Moja ulubiona książka. Facet twierdził, że jest wampirem i wraz z żoną i przybranymi dziećmi podróżuje po świecie, szukając stworzeń fantastycznych, a także opisywał swoje dzieje i to, w jaki sposób stworzył swoją rodzinę. Najbardziej zależało mi na nim i jego przygodach. Strzygi, południce i inne cholerstwa mało mnie obchodziły. Była napisana bardzo realistycznie, zawierała mapy i wskazówki, opisy obrzędów, tajnych miejsc. Przy tym wszystkim nie była sztywna, a humorystyczna. Wydana została w 1950 roku, ale historie w niej zawarte dzieją się dużo wcześniej. Może wydam wam się nawiedzony, ale wierzyłem w to, co ten facet tam napisał. To zupełnie jak z Atlantydą i innym badziewiem, tyle, że tu mogłem mieć życie wieczne. Może jak będę żył wystarczająco długo to znajdzie się jakaś desperatka, która mnie pokocha, a ja odwzajemnię jej uczucie? Zresztą skrycie liczyłem na poznanie przybranych córek Cullena. W końcu mógłby to być romans stulecia. Chciałem przeżyć przygodę - to pewne.
A co mi tam! Najwyżej jak nic nie znajdę, wrócę tutaj. Z tym postanowieniem wyszedłem z domu. Co ja pieprzę – z dworku. Bliżej mu było do pałacu niż dworku, ale na wycieraczce miałem napis „Home Sweet Home”, a nie „Palace Sweet Palace”. Tak więc wyszedłem z domu i udałem się na lotnisko. Bilety do Londynu kupiłem on – line tydzień temu. Właśnie tego dnia zaświtał mi w moim pustym łbie ten pomysł. Musiałem działać natychmiast, bo inaczej matka zaraz wymyśliłaby, że jest obłożnie chora i muszę ją niańczyć. Postawiłem ją więc przed faktem dokonanym. Pożegnałem się w dniu wyjazdu. Oczywiście wylała z siebie potok łez, krzycząc, że życie jest niesprawiedliwe, i porzucam ją na pastwę losu i paparazzich. Norma. Wyszedłem nie oglądając się i udałem na lotnisko. Odprawa przebiegła bardzo sprawnie i już po kilkunastu minutach zajmowałem swoje miejsce w pierwszej klasie. Wyciągnąłem dziennik i nakreśliłem dokładny plan podróży po Europie.
Oczywiście zamieszczam go poniżej:

1. Europa
a) Londyn - jeden dzień i noc
b) Paryż – pół dnia
c) Volterra – dwa dni

Miałem zamiar sztywno trzymać się planu, bo tak naprawdę jak najszybciej chciałem zająć się zwiedzaniem miejsc mi bliższych, znajdujących się w USA. Jednak chcąc być dokładnym musiałem odbywać podróż w odpowiedniej kolejności. Tak jak było w książce. Normalny człowiek poświęciłby więcej czasu na pobyt w tych pięknych miastach. Ja nie byłem normalny, jak już wspomniałem wcześniej - byłem porąbany. Zależało mi, aby poznać Carlisle’a i jego rodzinę, a ich w Europie nie było. Tutaj mogłem znaleźć tylko wspomnienia i pamiątki, a to mnie w pełni nie satysfakcjonowało. Gdy spojrzałem na zegarek, okazało się, że jest już po północy. Czyli najwyższy czas, aby….


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez aramgad dnia Pią 8:04, 10 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 1140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 11:57, 06 Lip 2009 Powrót do góry

Ha! Będę pierwsza Very Happy
Po tym fragmencie, który wstawiłaś mogę tylko powiedzieć, że mi się podoba i jestem na tak Wink Oczywiście już wiem co będzie troszkę dalej, ale to już inna sprawa Very Happy


Cytat:
Carlisle Cullen „Wampiry, wilkołaki, elfy, strzygi i prostaki”.



To jest mój ulubiony fragment, bo od niego zaczyna się czuć to coś Smile
Gratuluję pomysłu, bo jest niebanalny, no ale to cała Ty Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dilena dnia Pon 11:58, 06 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
złotooka
Vampire Lover



Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 461
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Forks:)

PostWysłany: Czw 21:23, 09 Lip 2009 Powrót do góry

Bardzo mi się podoba. Rozwaliła mnie ta wzmiana z Jessicą.XD Czekam na dalszy ciąg i życzę weny:).


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
aramgad
Moderator



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 590
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 8:03, 10 Lip 2009 Powrót do góry

Beta: Dilena

13 maja 2003 r. Londyn

Przenieść się na nową stronę i wpisać datę kolejnego dnia. Podróż trwała kilkanaście godzin. Zapisałem w dzienniku to, co wydarzyło się wczoraj, zjadłem posiłek i obejrzałem film, puszczony przez stewardessę – „George prosto z drzewa”. Durny, ale z braku laku… W końcu rozłożyłem fotel i poszedłem spać, bo nic mądrzejszego nie przyszło mi do głowy. Wysiadłem z samolotu całkiem wypoczęty - pierwsza klasa mówi sama za siebie. Udałem się na pobliski postój taksówek i wsiadłem w pierwszy stojący przy lotnisku samochód. Podałem kierowcy interesujący mnie adres hotelu, oczywiście pięciogwiazdkowego. Zawsze twierdziłem, że skoro mnie stać, to po co miałbym się męczyć w jakimś syfie. Taksówkarz dojechał na tyle szybko, że zasłużył na sowity napiwek. Wyszczerzył się w podzięce, ukazując kilka złotych zębów, a ja wręczyłem mu zwitek banknotów.


Nie zdziwiłem się specjalnie, kiedy wyleciał z samochodu jak z procy, aby otworzyć mi drzwi i pomóc z bagażem. Podziękowałem ponownie i znów podałem mu pieniądz. Skłonił się w pas i odjechał w siną dal. Szybko zameldowałem się i ruszyłem na zwiedzanie miasta. Nie chciałem marnować czasu na zbędne czynności, ale wymagałem odświeżenia i zmiany ciuchów. Wyrobiłem się w kwadrans. Gdy wychodziłem z pokoju poczułem, że mój żołądek wygrywa marsza. Wstąpiłem na śniadanie do knajpki odległej od hotelu o jakieś dwieście metrów. Jajka na bekonie, uwielbiam. Nazwy restauracji nie zapamiętałem, moją uwagę przykuła natomiast kelnerka. Brunetka, średniego wzrostu. Długie nogi, oliwkowa cera, piękne oczy. Śliniła się na mój widok, jak większość napotkanych przeze mnie dziewczyn. W jej przypadku jednak, nie przeszkadzało mi to za bardzo. Składałem zamówienie i patrzyłem głęboko w jej źrenice.
Niemal rozpływała się po każdym wypowiedzianym przeze mnie słowie. Przyniosła mi śniadanie po pięciu minutach i odeszła potykając się na prostej drodze. Zachichotałem wówczas, a ona spłonęła rumieńcem. Normalnie nienawidziłem takich gierek, ale dziewczyna była naprawdę niezła i sprawiało mi to przyjemność. Gdy przyszedł czas płacenia podała mi rachunek w czarnej oprawie. Otworzyłem i ujrzałem to, czego się spodziewałem – jej numer telefonu i notkę:

8767687979 Nikki R.
Dzwoń przystojniaku, kiedy tylko zechcesz.

Uśmiechnąłem się wpierw do siebie, a następnie do niej. Umieściłem w okładce podaną sumę i odpowiedni napiwek. Wstałem i wyszedłem po angielsku.
Nie skreśliłem jej jednak, zamierzałem się zastanowić. W końcu, mogła umilić mi ten jeden wieczór w Londynie. No co?! Jestem tylko facetem!
Ponieważ nigdy wcześniej nie byłem w Anglii, postanowiłem zobaczyć wszystkie najważniejsze miejsca. Apelowało do mnie przede wszystkim moje wykształcenie. Nie byłbym historykiem, gdybym tego nie uczynił. Tak więc wlokłem swój chudy tyłek po mieście, oglądając wszystko, co do tej pory znałem tylko z książek. Buckingham Palce, Tower Bridge, Big Ben. Nudy. Zadecydowałem, że resztę zobaczę z London Eye.
Okazało się to marnym pomysłem. Jak można zapomnieć, że ma się lęk wysokości? Nie trudno, jeśli jest się mną. Wystarczy być debilem. Ludzie mieli ze mnie niezły ubaw. Gapili się, pokazywali palcami, a ja siedziałem w tej „kabinie” skulony na środku i kiwałem się na boki, jakbym był psychicznie chory. Przez chwilę miałem wrażenie, że zaraz publicznie zwrócę śniadanie, ale na szczęście udało mi się do tego nie dopuścić.
Dobrze, bo szkoda by było tak pysznych jajek. To dopiero byłaby żenada. Z pomocą przyszedł mi jakiś koleś. Przedstawił się jako Robert Patison, czy jakoś tak. Głupie nazwisko, chociaż lubię marynowane patisony, są naprawdę smaczne. Niezależnie od tego kim był i jak głupio się nazywał byłem mu wdzięczny za troskę. Gdy tylko stanęliśmy, wyprowadził mnie na świeże powietrze, po czym ulotnił się bez słowa. I tyle go widziałem. Rozglądałem się próbując odnaleźć go w tłumie, ale nie dałem rady.
Gdy tylko ochłonąłem, wyjąłem książkę z torby i otworzyłem na pierwszej stronie.

Historia mojej młodości
Urodziłem się w 1645 roku, w Londynie. Mój dom mieścił się – patrz mapka str. 1005 - …

Mapka jest. Budynek zaznaczony był wielkim czerwonym krzyżykiem – trudno nie zauważyć. Podekscytowany jak nastolatek trzymający pierwszy raz dziewczynę za rękę ruszyłem ulicą w dół. Szybko odnalazłem ruderę, która trzysta pięćdziesiąt lat temu była rodzinnym domem autora książki. Nie ulegało żadnym wątpliwościom, że był opuszczony i to od dawien dawna. „Panie, nie idź, tam straszy” – usłyszałem głos pijaczka siedzącego po przeciwnej stronie ulicy, gdy już jedną nogą byłem w środku. Spojrzałem na niego i wzruszyłem ramionami, po czym szybko dostawiłem drugą stopę i przeszedłem przez próg. Mocno się rozczarowałem, nie było tu nic godnego uwagi. Carlisle w swojej książce opisywał dom, tak pięknie, że mój zawód był jeszcze większy niż powinien. Westchnąłem głośno, pozwalając by moje płuca otrzymały olbrzymią dawkę tlenu. Ruszyłem przed siebie. Chociaż każdy pokój obejrzałem z dokładnością Sherlocka Holmesa, nie znalazłem nic.
Kolejny zawód. Nie, to nie było to. Ja byłem załamany. Oczekiwałem niesamowitego odkrycia. To miała być przygoda zapierająca dech w piersiach, a tu już na początku jedno, wielkie badziewie. Szedłem dalej. Domek był parterowy. Nie posiadał stryszku ani piwnicy. Nie było dużo do oglądania, bo wszystkie meble zostały wyniesione. Zostały tylko brudne, gołe ściany i syfiasta podłoga. Westchnąwszy głośno odwróciłem się w stronę wyjścia.


Wówczas potknąłem się o wystającą belkę. Zaciekawiony i podekscytowany uniosłem ją do góry. Kryła się pod nią sakiewka. Moje podniecenie było widoczne gołym okiem. Nie, nie takie podniecenie! Oczy świeciły mi w ciemności, krew pulsowała w żyłach, oddech przyspieszył, a na policzkach zawitały rumieńce. Czułem się jak dziewica, która widzi po raz pierwszy męskie przyrodzenie. Cholera, jestem facetem! Zatem czułem się jak prawiczek, który pierwszy raz widzi nagą kobietę. Delikatnie rozciągnąłem nieco sparciały sznureczek, uważając aby nic nie uszkodzić i wyjąłem z jej wnętrza kilka kartek. Były to zdjęcia rodziny Carlisle’a – ludzkiej rodziny. Każda fotografia była opisana na odwrocie. Imiona rodziców, data, miejsce, imię ich syna. Nie przedstawiały nic ciekawego, ale były. Zatem facet nie kłamał, a ja nie zupełnie straciłem czas. Pocieszające. Choć waga znaleziska odrobinę dołująca.
Schowałem rzeczy do torby i wróciłem do pokoju. Wziąłem szybki prysznic i zjadłem obiad, który zamówiłem sobie tym razem do pokoju. Nawet nie pamiętam co jadłem. Leżałem na łóżku i opracowywałem dalszy plan mojej podróży, kreśląc go w dzienniku. Jutro o tej porze, będę w Paryżu. Według książki Cullen został przemieniony w 1688 roku i przez kilka lat jeszcze mieszkał w Londynie. Kolejnym miejscem jego pobytu była Francja. Tego wieczoru udałem się jeszcze w jedno miejsce – miejsce przemiany doktorka. Szybko znalazłem piwnicę, w której się ukrywał. Śmierdziało tam stęchlizną, ale czego nie robi się dla przygody. Wzdrygnąłem się. Zacząłem przyglądać się temu miejscu. Dziękowałem swojej inteligencji, że zabrałem ze sobą latarkę. Ba, nawet wracałem się po nią z ulicy, zupełnie jakbym wiedział, że będzie ciemno. Bo jakby to nie było oczywiste, godzina dwudziesta druga, opuszczona piwnica, to co tu miało być? Reflektory? Mój śmiech rozniósł się po pomieszczeniu. Dotykałem ścian z takim namaszczeniem, jakby były ze złota. Kawałek po kawałku przesuwałem dłonie po wypukłych kamieniach. Tu także mi się poszczęściło. Jeden z kamieni był ruchomy. Wyjąłem go ze ściany. Znów woreczek, taki sam jak w „rezydencji” Cullenów. Otworzyłem go pospiesznie. Skrywał medalion. Wiecie, taki tandetny, pozłacany, otwierany medalion, do którego wsadza się zdjęcia rodziców, żony, dzieci i psa. Tu jednak nie było psa ani kota, ani innego zdjęcia, była tylko data 20.05.1660. Była też grawerka:

„Dla mojej ukochanej żony, na pamiątkę pobytu w Szwajcarii – Jonathan”.

Właściwie, to głupi prezent.
Mógł dorzucić jej zdjęcie gratis. I nagle uderzyła mnie moja własna głupota. Ciąg cyfr? Szwajcaria? To numer skrytki! Hasło? Jakie mogło być hasło? Domyśliłem się szybko, Jonathan nie podał imienia żony – to ono nim było. Wyjąłem zdjęcia znalezione wcześniej i odszukałem, to z matką Carlise’a. Odwróciłem je, aby zobaczyć podpis – Anna i Jonathan Cullen. Dumny i blady schowałem kolejną zdobycz do torby. Bardzo dziwił mnie fakt, że nigdzie autor nie wspomniał o tych przedmiotach, ale może nie pamiętał?
Albo nie chciał by je odnaleziono? Pogrążony w zadumie zawlokłem tyłek do hotelowego wyrka. Po drodze przypomniałem sobie o karteczce od kelnerki. Spoczywała w moim portfelu. Gdy tylko doszedłem do hotelu udałem się do recepcji i wykręciłem numer tej laski. Pewnie zastanawiacie się czemu nie zadzwoniłem z komórki?! Odpowiedź jest bardzo prosta – nie posiadałem takowej. Przyczyna tego stanu była nader oczywista – nie chciałem być narażony na ciągłe telefony od matuli. Chciałem być panem swojego losu. Wracając do Nikki – nie odebrała. Zawiedziony udałem się do swojego pokoju. Spałem jak zabity, pięknym, nieprzerwanym snem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin