FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Moonlight Night 7 lipca Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Dilena
Administrator



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 1140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:42, 13 Cze 2009 Powrót do góry

Wklejam pomału swoje ff trochę dłuższe, niż do tej pory Wink Szczerze to się bardzo wahałam, bo to co piszę raczej ostatnio spotyka się z negatywnymi opiniami, ale uważam, że niezły pomysł i czyta się lekko, a poza tym, to, że zamieszczę to opowiadanie, nie znaczy, że musicie je czytać Very Happy Dzisiaj pierwszy rozdział Wink

Betowała Susan, dzięki Skarbie :**

Dodaję piosenki, akurat po polsku, ale tak chciałam. Raczej więcej w ojczystym języku nie będzie Smile

Bella [link widoczny dla zalogowanych]
Edward [link widoczny dla zalogowanych]


Księga pierwsza Poznawanie

Wojownik światła wie, że żaden człowiek nie jest samotną wyspą.
Wie, że nie może walczyć sam. Jakiekolwiek byłyby jego zamiary, zawsze potrzebuje innych ludzi.



Paulo Coelho

Rozdział I

Szofer



Rozłożyłam się wygodnie na leżaku. Upał doskwierał tak mocno, że nawet słomiany kapelusz i zimny drink nic nie pomagały. Przeniosłam się do cienia. Słońce nigdy nie raczyło obdarzyć mnie opalenizną, więc nie było sensu się dalej męczyć. Zamoczyłam jeszcze nogi w basenie i wróciłam na leżak. Zasnęłam.

Trzymałem się kurczowo płotu. Gdyby ktoś mnie zobaczył na pewno od razu, by mnie stąd wyrzucił, pomyślałby, że jestem jakimś zboczeńcem. A ja po prostu nie mogłem oderwać oczu od mojej Belli. Była taka piękna, delikatna, seksowna, a jej zapach unosił w powietrzu i odurzał mnie jak narkotyk. Skończyła pływać, teraz pewnie będzie chciała się opalać, ale szybko zrezygnuje, jak zwykle. Uśmiechnąłem się do siebie, bo chyba znałem ją lepiej, niż ona sama. Miałem rację, nie minęła minuta i przeniosła leżak do cienia.

Obudziłam się zlana potem. Znowu śniło mi się to samo. Nie miałam zielonego pojęcia co ten sen oznacza; ja jakby w bańce mydlanej, która nie pęka pod wpływem dotyku i te czerwone, złe oczy. Moja wyobraźnia była chora – to pewne. Czasem sama przed sobą wstydziłam się własnych myśli. Ile to już razy miałam ochotę udusić własną matkę, albo chociaż zaszyć jej usta grubymi nićmi. Jeszcze jeden dowód na to, że jest ze mną coś nie tak – uśmiechnęłam się na tę myśl. Zebrałam swoje rzeczy i udałam się w stronę kuchni z nadzieją, że w lodówce znajdę coś zimnego do picia.
- Witaj Bello – powiedziała pogodnie nasza kucharka Angela.
- Cześć Angie – odpowiedziałam i sięgnęłam ręką w stronę lodówki.
- Już podaję, niech się panienka nie kłopocze – z uśmiechem na twarzy Angie podała mi dzbanek z moją ulubioną wodą truskawkową.
- Dziękuje, tego mi było trzeba – poczułam na całym ciele cudowne orzeźwienie – co jednak nie znaczy, że nie mogłam sama sobie wyciągnąć i nalać. Tyle razy cię prosiłam. – Obie zaczęłyśmy chichotać, ale Angie szybko przestała, bo do kuchni weszła Renee.
- Bello, dlaczego pijesz w kuchni? Z resztą nieważne, przejdźmy do salonu, chcę porozmawiać – powiedziała podekscytowanym i stanowczym głosem. Nienawidziłam tego tonu, jak nic wróżył coś złego i chorego.
- No to chodźmy – powiedziałam bezbarwnie i powlokłam się za swoją matką.
- Bello masz już siedemnaście lat, jesteś rozsądną dziewczyną. – Uśmiechnęła się do mnie ciepło. Szkoda tylko, że w jej mniemaniu rozsądek znaczył zupełnie co innego niż w moim. – Uważam, że powinnaś mieć własnego kierowcę. Ben musi być ciągle do mojej dyspozycji, a ty przecież też chcesz czasem gdzieś wyskoczyć.
- Tak, ale mogę pojechać autobusem. Zresztą tata obiecał, że zapisze mnie na kurs prawa jazdy. – Co ona sobie myśli? Kierowca? Nie mam zamiaru zachowywać się tak jak ona. Potem się dziwić, że większość moich znajomych ucieka ode mnie po poznaniu mojej matki. No może oprócz Jess, ale tylko dlatego, że była tak samo próżna jak Renee.
- Cześć Bells – przyszedł mój kuzyn Jacob – zbawienie.
- Hej Jake – nachylił się, żeby pocałować mnie w policzek.
- Dobrze, że jesteś Jacobie – wypaliła Renee – wytłumacz Isabelli, że dla jej bezpieczeństwa byłoby lepiej, gdyby miała swojego kierowcę. – Jake spojrzał na mnie porozumiewawczo, jakby chciał mi dać do zrozumienia, że nie ma sensu się kłócić.
- Doskonały pomysł ciociu, zresztą jak zwykle – uśmiechnął się słodko. Choć cała sytuacja mnie bardzo irytowała, to ciepło jakie biło od kuzyna topiło wszystkie lody. Odwzajemniłam uśmiech.
- Dziękuję ci Jacob, jak to dobrze, że jesteś taki rozsądny – poklepała go po ramieniu. – W takim razie idę zadzwonić do agencji, niech kogoś przyślą.
- Mam lepszy pomysł – powiedział nagle Jake. – Jeden z moich kolegów szuka właśnie pracy. Jest doskonałym kierowcą. – Matka spojrzała na niego podejrzliwie. Z dwojga złego wolałam dać pracę koledze Jake’a niż jakiemuś snobowi z agencji.
- No to załatwione – powiedziałam z uśmiechem. Renee spochmurniała, jakby wszystko co mi się podoba było złym pomysłem.
- Dobrze Jacob, przyprowadź go najlepiej jutro – nakazała i odeszła naburmuszona. Kochałam ją w końcu to moja matka, ale uwielbiałam kiedy się tak złościła. Rzuciłam się Jake’owi na szyję i ucałowałam w policzek.

Znowu zasnęła – miotała się przez sen i mamrotała coś niewyraźnie pod nosem. Fascynowała mnie. Była zarazem taka piękna i wystraszona, musiała mieć nieustanne koszmary. Może to słońce tak na nią działało. Miałem ochotę podejść do niej i wziąć za rękę, przytulić, powiedzieć, że jestem przy niej i nie ma się czego bać. Marzenia ściętej głowy. Byłem strasznym masochistą, bo wiedziałem, że Bella Swan nigdy na mnie nie spojrzy, ale miała w sobie coś takiego, co przyciągało mnie jak magnez. Czułem, że nie jest taka sama jak reszta dzieci tych bogatych snobów. Odkąd Seth się wyprowadził nie miałem żadnych informacji na temat Belli; nie wiedziałem co u niej. Został jeszcze jego brat Jacob, ale nigdy nie mieliśmy ze sobą tak dobrych stosunków jak z Sethem, więc nie śmiałem pytać go o moją księżniczkę. Spojrzałem na zegarek, było już po czternastej. Wyszedłem ze swojego ukrycia i ruszyłem przed siebie – mama na pewno zrobiła już obiad.
Kiedy wszedłem do domu, Alice siedziała przy stole, ale nie tknęła jedzenia – czekała na mnie, jak zwykle. Kochana siostra bliźniaczka.
- Cześć Ed, jak tam podglądanie panny Swan? – zapytała trochę z przekory, ale uśmiechając się.
- Cicho, jeszcze ktoś usłyszy – burknąłem.
- Mama jest z tyłu domu, wiesza pranie, tata zostaje na nocny dyżur, a Rose w pracy – wyjaśniła i nagle posmutniała. – Edwardzie, strasznie się martwię o tatę, on się wykończy. – Oczy Alice niebezpiecznie się rozszerzyły. Tylko nie to.
- Nie płacz, mała – powiedziałem i pocałowałem ją w czubek głowy – wszystko będzie dobrze, zobaczysz, niedługo i my znajdziemy pracę, jeszcze tylko rok szkoły.
- Masz rację. – Nie bardzo byłem przekonany, czy mówi to szczerze, ale wolałem nie drążyć tematu.
Zjedliśmy obiad w milczeniu, a następnie postanowiłem pozmywać naczynia. Chciałem, żeby Alice odpoczęła. Kochałem moją siostrę i wiedziałem, że przejmuje się naszą sytuacją dużo bardziej niż ja. Chciałem umieć ją pocieszyć, ale nie bardzo mi to wychodziło. Byłem odporny na stres i biedę, kiedy Bella była blisko. Nie potrzebowałem wiele, ale Alice to Alice – jest dziewczyną, na pewno chciałaby mieć kilka modnych ciuchów czy kosmetyków. Skończyłem sprzątać po posiłku i usłyszałem dzwonek do drzwi. Nikogo się nie spodziewałem, więc moje zdziwienie było ogromne, kiedy na progu zobaczyłem Jacoba Blacka. Wyglądał bardzo schludnie, a zarazem bogato. Miał wyprasowaną koszulę w kratkę z krótkim rękawem, porządne jeansy i markowe buty.
- Cześć Edward – powitał mnie. Jacob był jednym z tych ludzi, których nie dało się nie lubić. Czasem zastanawiałem się dlaczego lepiej rozumiałem się z tym dziwolągiem Sethem i odpowiedź nasuwała się sama – bo był tym dziwolągiem, tak jak ja.
- Cześć Jacob, coś się stało? – Wiedziałem, że może nie zabrzmiało to zbyt grzecznie, ale nigdy wcześniej nie przyszedł do mojego domu.
- Mam dla ciebie robotę, jesteś zainteresowany?
- Pracę? Dla mnie? Jaką? – Teraz to już byłem zdezorientowany. Jacob Black przychodzi do mnie i proponuje mi pracę.
- Renee szuka kierowcy dla Belli, nie wiem czemu, ale zaraz pomyślałem o tobie – mrugnął do mnie jednym okiem. Myślałem, że śnię.
- Stary, jestem twoim dłużnikiem do końca życia! – wrzasnąłem i podekscytowany pobiegłem do pokoju, wyciągnąłem zaskórniaki i razem z Jacobem wybrałem się na małe zakupy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dilena dnia Wto 13:58, 07 Lip 2009, w całości zmieniany 8 razy
Zobacz profil autora
aramgad
Moderator



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 590
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 19:26, 13 Cze 2009 Powrót do góry

Bardzo fajnie się zapowiada. Podoba mi się pomysł. To, że lubię Twój styl to już wiesz Wink
Ogromny plus za to, że Jacob jest KUZYNEM Wink
Rozdział krótki, ale ja się nie czepiam, bo też tak piszę Wink
Co do błędów - są. Jest trochę interpunkcji, stylistyki, ale nie jest tego bardzo dużo. Wypisywać nie będę - bo nie mam czasu, w tej chwili.
Rozdziel KONIECZNIE i napisz też czyja to perspektywa - narratorów - bo się miesza i w ten sposób jest bezsensu.
Jestem na tak i czekam na dalsze Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 1140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:56, 14 Cze 2009 Powrót do góry

Beta Susan :**


Rozdział II



Jest piękna.


Bella

Jacob wyszedł, a ja właściwie nie miałam nic do roboty. Zbliżały się wakacje – z ocenami nie było żadnego problemu, nie musiałam zdawać i zaliczać przedmiotów. Niby powinnam się cieszyć, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że to raczej zasługa Renee, która sponsorowała wszystkie szkolne imprezy. Poszłam do swojego pokoju i jednym ruchem zrzuciłam z siebie zwiewną, zapinaną sukienkę. Zamknęłam drzwi na klucz i weszłam do wanny. Czasem drażniło mnie bycie bogatą, ale miało to również dużo plusów – na przykład posiadanie własnej łazienki. Spędziłam w gorącej wodzie dobrze ponad godzinę. Całkowicie się zrelaksowałam, kąpiel działała na mnie kojąco. Wysuszyłam włosy, włożyłam na siebie świeżą bieliznę i wygodny dres zamiast sukienki. Włączyłam komputer, gdyż czekałam na maila od Emmeta – mojego najlepszego przyjaciela. Zaczęłam się śmiać, bo znałam go jedynie z Internetu, ale byłam pewna tego, że nikt nie wie o mnie więcej niż on. Otworzyłam skrzynkę i nie zawiodłam się - wiadomość już na mnie czekała.

Cześć Mała :* Sprawy z Jane się trochę pokomplikowały – Acha! – pomyślałam, ta dziewczyna nie była go warta, ale uparcie twierdził, że jest inaczej. – Zawody poszły rewelacyjnie! Drugie miejsce, wyobrażasz sobie? Jazz spisał się świetnie, nie będę skromny i powiem, że ja też – w końcu kto tu jest najlepszym kierowcą na świecie? Smile Tak, jak radziłaś, kupiłem białą koszulę do tych spodni – efekt był porażający. Co ja bym zrobił, gdybym nie miał Ciebie Skarbie? A jak tam nauka gry na flecie? Całuję Malutka, czekam na wiadomość.

Jak zwykle zanim mu odpisałam, przeczytałam tekst kilka razy. Emm zawsze umiał wywołać uśmiech na mojej twarzy: był taki dowcipny, choć muszę przyznać, że w jego wątpliwej skromności nie było żadnej przesady. Nigdy się nie spotkaliśmy, ale ze zdjęć wiedziałam, że jest bardzo przystojny i ma dobry gust jeśli chodzi o ubiór. Gorzej dobiera sobie kobiety, ale to już postanowiłam zostawić dla siebie. Odpisałam mu:

Cześć Mięśniaku :* Gratuluję drugiego miejsca Tobie i Jazzowi. Świetnie się spisaliście. Ech... Szkoda, że Cię tu nie ma, mógłbyś mnie wszędzie wozić swoją formułą… Matka postanowiła, że muszę mieć osobistego kierowcę. Wszystko po prostu się we mnie gotuje ze złości. Wiesz jak tego nie lubię – najchętniej dałabym mu wypłatę i odesłała do domu. Jest w tym jeden plus – Jacob załatwił swojego kolegę do tej pracy, więc nie będzie to żaden stary muł. Flet, hmm…. Jakoś idzie, ale raczej jak krew z nosa Wink. Odezwę się wieczorem, buziaki. B.


Edward

Jacob pokazał mi kilka dobrych sklepów z ubraniami. Byłem mu wdzięczny za to, że pojechał ze mną - w końcu znał Bellę od dziecka i wiedział, co jej się podoba. Starał się nie wchodzić do sklepów, w których było drogo, ale zupełnie niepotrzebnie. Miałem odłożone dość sporo gotówki na czarną godzinę.
- Co u Setha, Jake? Dawno się nie odzywał. – Zapytałem, bo faktycznie od dłuższego czasu nie miałem wiadomości od mojego przyjaciela, a sam nie chciałem wydawać tylu pieniędzy na rozmowy międzymiastowe.
- Haha! Nie odzywał się, bo poznał dziewczynę. Mi też nie powiedział, ale ojciec go przejrzał.
- Kolejną? – trochę mnie to rozśmieszyło, powinienem się domyślić.
- Tak, tym razem twierdzi, że to na poważnie. – Jacob zaczął się śmiać, a ja mu zawtórowałem. Seth przynajmniej raz w miesiącu, oznajmiał, że tym razem, to co innego.
- Możemy gdzieś usiąść? – zapytałem - Nogi mnie trochę bolą.
- No, mnie też… W sumie to chodźmy na piwo, ja stawiam.
- O nie Jacob! Tym razem ja stawiam. Chyba nigdy nie zdołam ci się odwdzięczyć.
- Oj, stary, ale cię wzięło na tą moją kuzyneczkę. Dwa duże piwa – powiedział do barmana, gdy już weszliśmy do knajpy. Trochę zdziwiło mnie to, że nie zapytał nas o dowody, ale sięgnąłem po portfel, żeby zapłacić.
- Edward, daj spokój. Tu nie płacimy, to nowy bar ojca.
- Nie wiedziałem. – Powiedziałem krótko, chociaż teraz zacząłem przypominać sobie, że Seth wspominał coś na ten temat.
- Spoko, palisz? – Jacob wyciągnął paczkę papierosów w moją stronę.
- Nie, dzięki. – Prawda była taka, że uwielbiałem ich smak, ale najzwyczajniej w świecie nie było mnie stać na ten nałóg.
- I dobrze – powiedział już paląc – Zastanawiam się Ed, co cię pociąga w Belli?
Jak to co? – myślałem. – Wszystko, ale rzecz jasna tego mu nie wyznam, bo jeszcze pomyśli, że jakiś psychol ze mnie. Ostatecznie nigdy w życiu nie rozmawiałem z moim Aniołem.
- Jest piękna – skwitowałem. Jake wybuchnął śmiechem.

Bella

Jak zwykle o siódmej usiedliśmy do kolacji. Angie przygotowała moje ulubione danie – spaghetti po bolońsku.
- Jak minął dzień, kochanie? – zapytał mnie ojciec.
- Bardzo przyjemnie tatku. Nie miałam wiele do roboty, właściwie dzisiaj się tylko byczyłam. - Uśmiechnęłam się szeroko.
- Postanowiłyśmy, że Isabella potrzebuje swojego kierowcy – wypaliła Renee.
„Postanowiłyśmy”, jasne.
- No to dobrze, przynajmniej do czasu, aż sama nie będziesz miała prawa jazdy.
- Charlie, to jest niedorzeczne. Po co jej prawo jazdy? Czy twoja córka nie zasługuje na wygodę?
- Mamo, daj spokój.
- Jasne, że zasługuje, a wygodą jest dla niej, to czego sama chce i potrzebuje, a nie to czego chcesz ty – powiedział cicho, ale stanowczo ojciec. Kochał matkę i nigdy się jej nie sprzeciwiał. No chyba, że chodziło o mnie.
- Oczywiście – wytarła usta w białą serwetkę i wstała. – Wybaczcie - odsunęła krzesło z taką siłą, że gdyby nie Angela na pewno przewróciłoby się na podłogę. Spojrzałam na Charliego, ale wydawał się być nieporuszony. W sumie, można było się przyzwyczaić do takiego zachowania, skoro matka demonstrowała tak swoje emocje przynajmniej raz w tygodniu. Kolację dokończyliśmy w milczeniu.
- Jestem zmęczony, skarbie. Wezmę kąpiel i położę się do łóżka. – Powiedział ojciec wstając od stołu.
- Jasne. – Pocałowałam go na dobranoc i zaczęłam zbierać brudne naczynia.
Posiedziałam trochę z Angie, ale ona też szybko stwierdziła, że jest wykończona. Tak naprawdę spieszyło jej się do Bena – to było oczywiste. Byli małżeństwem dopiero od roku. Zaśmiałam się pod nosem.
- Idź już, ja tu dokończę – stwierdziłam.
- Dzięki Bells. No to lecę. Dobranoc.
Znalazłam kolejny plus bycia bogatą – można dać pracę innym ludziom. Charlie bardzo dobrze płacił, zarówno Angie, jak i Benowi, a do tego mieszkali obok – w naszym domku dla gości. Uśmiechnęłam się na tę myśl. Tego wieczoru nie mogłam spać – nagle zaczęłam się przejmować tym, kim będzie mój kierowca. Na rano przygotowałam jedną z moich ulubionych i najładniejszych sukienek.

Edward

Wieczorem graliśmy z Rose i Alice w Twistera. Jak zwykle moja bliźniaczka wygrywała – była drobna i bardzo zwinna.
- Alice, to bez sensu, wiesz? Przecież my nie mamy z tobą szans – powiedziała Rose.
- Wiem, dlatego uwielbiam w to grać – odparła zadowolona z siebie.
Moje kochane siostry. Uwielbiałem słuchać jak się nawzajem przekomarzają, ale dzisiaj moje myśli były daleko.
Nie spałem do późnej nocy – żołądek bolał mnie z nerwów, a serce wskoczyło chyba do gardła. Jutro miałem poznać Bellę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dilena dnia Nie 21:47, 14 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
aramgad
Moderator



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 590
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:45, 14 Cze 2009 Powrót do góry

Błędy głownie interpunkcyjne tym razem.
Jedną literówkę znalazłam i to - o zgrozo - w słowie rozdział - spójrz Very Happy
Jest trochę stylistycznych, ale bez tragedii.
Cytat:
odłożone dość sporo

To sporo czy dość?
Cytat:
zdziwiło mnie to, że

To - zbędne
Cytat:
No chyba, że chodziło o mnie.

Ja osobiście napisałabym coś w stylu - Chyba, że sprawa dotyczyła mnie - czy jakoś podobnie Wink
To tak z grubsza, bo nie mam siły na błędy Wink
Rozdział nieco mnie zawiódł, bo czekam na trzeci Wink
He he - żartuję, dobrze napisane. Historia się rozwija. Rozdział typowo informacyjny. Kurcze, zazdroszczę Susan, bo ma to wcześniej Smile
Dil bardzo mi się podoba Twój pomysł. Naprawdę kupuję go w 100% i chcę jeszcze!!!
Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 1140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:50, 14 Cze 2009 Powrót do góry

Mój Edwardzie Very Happy Faktycznie Very Happy Rozdział juz poprawiam Very Happy xD Lol Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
aramgad
Moderator



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 590
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:35, 14 Cze 2009 Powrót do góry

Zapomniałam napisać najważniejszej rzeczy.
Flet mnie rozwalił.
Rewelacja Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
transfuzja.
Vampire Lover



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 509
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z harmonii i rozdźwięku.

PostWysłany: Pon 15:58, 15 Cze 2009 Powrót do góry

No... Dil, brawo. W końcu coś dłuższego, co wyszło spod Twojej ręki, mogę przeczytać.
Podoba mi się.
Bella, choć bogata i otoczona dość pustymi ludźmi, nie jest rozpuszczona i wredna.
Czyli odchodzimy od schematu.

Całość mi się podoba.

Tylko... Dlaczego Jake jest kuzynem Belli? Bóóó!
Teraz musisz zrobić wątek kazirodczy. xDD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 1140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 17:47, 15 Cze 2009 Powrót do góry

Trans, wiesz jak Cię kocham xD i jak kocham J., ale w tym wypadku po prostu nie ma mowy! Tyle tylko mogę zdradzić Very Happy xD

Wstawiam rozdział III, specjalnie dla Dagi Wink


Rozdział III



Pierwszy dzień mojego życia


Bella

Obudziłam się wyjątkowo wcześnie. Była sobota – kolejny dzień bez szkoły, czyli bez żadnych zajęć. Wzięłam orzeźwiający prysznic, kilkakrotnie przeczesałam włosy – nie chciałam, żeby dzisiaj się kręciły. Napisałam SMSa do Emmeta, ale on pewnie jeszcze spał. Zresztą niewiadomo, czy nie pogodził się z Jane, więc teraz mógł być z nią. Wzięłam się za szorowanie i tak już czystej łazienki, bo w żadnym innym pomieszczeniu w domu nie mogłam nawet kiwnąć palcem. Kiedyś gdy chciałam sama uprasować sobie ubrania, skończyło się to tym, że Renee goniła po całym domu, wrzeszcząc na mnie, na tatę i na Angie. W końcu odpuściłam sobie, bo moja praca nie miała najmniejszego sensu i zaczęłam się zastanawiać czy nie zrobić w pokoju małego pobojowiska, żeby potem mieć co sprzątać. Tak jak planowałam założyłam moją różową, zwiewną sukienkę. Uwielbiałam ją, bo była bardzo wygodna i ślicznie się układała na moim ciele - podkreślała talię i lekko eksponowała piersi. Zrobiłam staranny makijaż, nie chciałam przesadzić z tapetą, a jednocześnie miałam nadzieję, że będę wyglądać bardziej kobieco. Krzątałam się po domu jeszcze około pół godziny i po tym czasie stwierdziłam, że wystarczy tego oszukiwania się. Zadzwoniłam do Jake’a.

Edward

Alice i mama siedziały ze mną przy stole w kuchni.
- Synku, nie musisz pracować. Wiesz o tym, przecież radzimy sobie… - powiedziała Esme, ale pod koniec zdania spuściła głowę.
- Mamo, ja to robię z przyjemnością, rozumiesz? – uśmiechnąłem się do niej, najbardziej szczerze, jak tylko potrafiłem.
- Przecież on nie kłamie – wtrąciła Alice. Komu, jak komu, ale mojej siostrze można było wierzyć – znała mnie na wylot.
- Skoro tak mówicie. – w końcu zdawało się, że uwierzyła. – Idę obudzić tatę, musi się już zbierać. Alice znowu posmutniała. Kochała ojca chyba najbardziej z nas wszystkich, ale też za bardzo się nim przejmowała, jakby miał cztery lata, a nie czterdzieści.
- Błagam, nie rycz. – niby to była prośba, ale spojrzałem na nią groźnie. – Nie psuj mi tego dnia.
- Dobra już nie sap, ok.? – od razu rozpromieniała – Panna snobka Swan będzie pod wrażeniem, Ed. Wyglądasz naprawdę super, jakbyś nie był moim bratem, to sama bym się za ciebie wzięła.
- Odwal się, dobra – irytowała mnie. Jak mogła w takiej chwili mieć ochotę na żarty?
- Oj, oj Edzio się denerwuje, może Nerwosol? – miałem pod ręką łyżkę do herbaty, więc bez zastanowienia cisnąłem nią w Alice. Oczywiście zdążyła zrobić unik. W tym samym momencie, usłyszałem dzwonek do drzwi. To musiał być Jacob.
- Jedziemy? – zapytał pogodnie.
- Taaa – odparłem nerwowo. Zaśmiał się.
- Edward, no nie mów mi, że masz pietra chłopie, a może nie chcesz tej roboty?
- Jasne, że chcę. – powiedziałem szybko.
- No to dobrze, bo Bella już dzwoniła i pytała kiedy będziemy. – nogi się pode mną ugięły, ale postanowiłem, że będę twardy i nie dam po sobie nic poznać.
- No to jedźmy.

Bella

Powiedział, że będą lada chwila, tylko czy nie mógł wspomnieć z kim przyjedzie? Strasznie się denerwowałam. Angela zrobiła dla mnie kilka kanapek z pomidorem i sałatą, ale nie mogłam nic przełknąć. Postanowiłam, że wybiorę się dziś na zakupy.
- Przyjechał Jacob – powiedziała Renee, która właśnie wbiegła do salonu. Pewnym krokiem wyszłam do ogrodu. Jake wysiadł ze swojego, niebieskiego BMW e36, a razem z nim piękny nieznajomy. Przystanęłam, bo chciałam się mu przyjrzeć, póki, on jeszcze nie widział mnie. Miał zielone oczy, kasztanowe włosy i bladą cerę – podobną do mojej. Był ubrany bardzo schludnie - jego lekko różowa koszula doskonale mogłaby się komponować z moją sukienką. Uśmiechał się uroczo i tak…. szczerze.
- Ciociu, Bells, to jest Edward Cullen. - powiedział Jake. Edward zrobił krok do przodu i szarmancko pocałował matkę w rękę.
- Witam pani Swan. – Renee wyglądała na wniebowziętą. Maniery były dla niej prawie tak samo ważne jak pieniądze.
- Bello – jego głos był jakby nie z tej ziemi. Podszedł do mnie i powtórzył, to samo co przy mamie. Poczułam jego zapach – był taki świeży. Kiedy złożył usta na mojej dłoni, zatrzymał się chyba nieco dłużej, niż to było konieczne, ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie.
- Edwardzie – skinęłam grzecznie głową.

Edward

Wyglądała pięknie, cudownie, seksownie, pociągająco i Bóg wie jak jeszcze mógłbym ją określić. Pomyślałem przez chwilę, że jej różowa sukienka idealnie pasowała do mojej koszuli, którą zresztą wybrał Jacob. Jak nic, ma za to u mnie duże piwo. Renee też była bardzo ładną kobietą, ale do córki wiele jej brakowało. Tak jak sobie obiecałem, nie dałem nic po sobie poznać i najpierw przywitałem się z panią Swan – w końcu to ona była moim pracodawcą. Pocałowałem ją delikatnie w rękę. Tak naprawdę wcale nie miałem na to ochoty, ani też żadnej potrzeby dobrych manier, ale wiedziałem, że jeśli w ten sposób przywitam Renee, naturalnie będę mógł pocałować w rękę i Bellę. Zapach jej skóry doprowadzał mnie do szaleństwa; był jak mieszanka najwykwintniejszych kwiatów i owoców. Zatrzymałem się przy jej dłoni trochę za długo, ale nie wydawała się być zmieszana.
- Edwardzie. – Skinęła na mnie grzecznie głową. Miała taki słodki głos.
- Twój ojciec to William Cullen Edwardzie? – spytała mnie Renee.
- Nie proszę pani. Carlise.
- Ach tak, a czym się zajmuje?
- Jest lekarzem. – odparłem krótko. Wiedziałem, że sprawdza pozycję mojej rodziny w jej własnej hierarchii wartości. Seth wiele razy opowiadał mi o swojej ciotce i jej bziku na punkcie kasy i stanowiska w śmietance towarzyskiej Los Angeles.
- Świetnie. Isabella też mogłaby zostać lekarzem, tak dobrze radzi sobie z nauką…
- Tak i mdleje na widok krwi, wspaniały byłby ze mnie chirurg, nie ma co. – wtrąciła moja piękna z uśmiechem na twarzy. Jake jej zawtórował. Kolejna informacja: mdleje na widok krwi – zakodowane.
- Nieważne – odparła szybko Renee – Sprawę wynagrodzenia omówimy po południu, dobrze Edwardzie? Teraz jestem już spóźniona do kosmetyczki.
- Oczywiście. – odpowiedziałem, a moja pracodawczyni szybkim krokiem ruszyła w stronę domu. Usłyszeliśmy tylko jej krzyk:
- Ben! Ben, jedziemy! Ben! Bella przewróciła oczami.
- To ja też będę się zwijał, obiecałem pomóc Billy’emu w barze. Pa mała – pocałował Bellę w policzek, a mnie podał rękę. – To co, do wieczora, Ed?
- Jasne.
Jacob wsiadł do swojego BMW, a Bella i ja zostaliśmy sami. Wiatr wprawiał jej sukienkę w lekki ruch, a włosy jakby nieposłusznie tańczyły wbrew jej woli. Mógłbym pomyśleć, że to moje serce im przygrywało, bo waliło teraz jak oszalałe.
- Ile się jeszcze będziesz zbierał? Miałeś być gotowy pół godziny temu! – wrzeszczała Renee, pewnie na Bena.
- Jedziemy. – oznajmiła Bella.
- Dokąd? – spytałem.
- Gdziekolwiek. Zabierz mnie gdziekolwiek, tylko jak najdalej stąd.
Bez słowa otworzyłem jej drzwi od strony pasażera w Mercedesie C 93. Widok tego auta przyprawiał mnie prawie o takie same dreszcze, jak moja piękna.
Wreszcie poczułem, że jestem we właściwym miejscu i czasie. Dopiero teraz rozpoczynał się tak naprawdę pierwszy dzień mojego życia.



------------
Pl

Bella [link widoczny dla zalogowanych]
Edward [link widoczny dla zalogowanych]

Rozdział IV

Wybuchaj ile chcesz

Bella

- Świetnie. Isabella też mogłaby zostać lekarzem, tak dobrze radzi sobie z nauką…
- Tak i mdleje na widok krwi. Wspaniały byłby ze mnie chirurg, nie ma co. – Odpowiedziałam matce z uśmiechem.
Tak naprawdę, miałam ochotę skoczyć jej do gardła. Powiedziałam to, aby zakończyć przesłuchanie, jakie prowadziła moja matka, wypytując tego biednego chłopaka o pozycję ojca
- Nieważne – odparła szybko. – Sprawę wynagrodzenia omówimy po południu, dobrze Edwardzie? Teraz jestem już spóźniona do kosmetyczki.
- Oczywiście – skwitował.
Renee oddaliła się, wrzeszcząc na Bena. Przewróciłam oczami.
- To ja też będę się zwijał. Muszę zmienić Billy’ego w barze, bo coś ważnego mu wypadło, a dzisiaj musi być ktoś z szefostwa. Zakładają nam klimatyzację. Pa, mała – pożegnał się ze mną buziakiem, a Edwardowi podał rękę. – To co? Do wieczora, Ed?
Staliśmy, w milczeniu jakiś czas. Może kilka sekund, może minut – dla mnie to było nieważne. Liczyła się cisza i spokój. Niestety, nie trwało to długo.
- Ile się jeszcze będziesz zbierał? Miałeś być gotowy pół godziny temu! – Darła się Renee na Bena.
- Jedziemy. – Wypaliłam, nie myśląc, wcale nad tym, co mówię.
- Dokąd? – zapytał Edward.
- Gdziekolwiek. Zabierz mnie gdziekolwiek, tylko jak najdalej stąd.
Obeszłam Mercedesa ojca, a mój kierowca otworzył mi drzwi od strony pasażera. Byłam na niego trochę zła, a jednocześnie wdzięczna. Zła, bo mogłam sama otworzyć sobie te cholerne drzwi, a wdzięczna, bo wskazał mi miejsce obok kierowcy, a nie z tyłu. Odpalił silnik i wyjechał w stronę bramy.

Edward

Wyjechałem, na drogę. Bella była smutna. Było to widoczne, na pierwszy rzut oka. Nie zamierzałem pytać drugi raz, dokąd chce jechać. Postanowiłem, że zabiorę ją do starego Amfiteatru. Nie wiem dlaczego, ale czułem, że potrzebuje teraz ciszy i spokoju, a ja musiałem jej to dać. Nie odzywałem się. Podziwiałem ukradkiem jej piękne nogi, opadające, lśniące włosy i zapach, jaki wokół siebie roztaczała . Tak uroczy, że aż palił w gardle i trafiał prosto do serca. Było mi źle z tym, że cierpi, ale czułem się szczęśliwy. Odkrywałem, jaka jest moja Bella i utwierdzałem się w przekonaniu, że miałem rację – to nie kolejna, kapryśna panienka z bogatego domu. Zatrzymałem się na czerwonym świetle. Spojrzałem na Anioła, który siedział obok. Wyglądała na zdenerwowaną, ale zdecydowanie mniej niż w domu. Ucieszyłem się.
- Przepraszam, za moje zachowanie – powiedziała cicho.
- Nie masz za co przepraszać, Bello – odparłem. Jej śliczne policzki pokryły się rumieńcem. Wrzuciłem pierwszy bieg i ruszyłem, bo światło zmieniło się na zielone. Mercedes zdawał prowadzić się sam – w porównaniu do starego Forda taty, samochód Swanów to jak nic, statek kosmiczny.
- Mam za co. Nie powinnam była wybuchać i się złościć, a przynajmniej nie przy tobie.
- Nie krępuj się – uśmiechnąłem się do niej ciepło, bo ciągle była smutna. – Wybuchaj sobie ile chcesz, cała przyjemność po mojej stronie.
- Jesteś zabawny – zachichotała . Udało mi się ją pocieszyć. – Skąd, w ogóle znasz Jacoba?
- Przyjaźnię się z Sethem. – Miałem, tylko nadzieję, że ten fakt nie zadziała, na moją niekorzyść.
- Naprawdę? - Teraz już śmiała się perliście. – Uwielbiam Setha, jest taki…. taki…
- Komiczny? – zapytałem.
- Dokładnie.
- Wiesz, że ostatnio poznał dziewczynę?
- Znowu? – Jej reakcja na tą rewelację, łudząco, przypominała moją.
- Mało tego, twierdzi, że tym razem, to coś poważnego.
- Cały Seth. Gdzie mieszkasz Edwardzie? – wypaliła. - Nie przypominam sobie, żebyśmy się kiedyś spotkali, na ulicy czy w autobusie? – Widzieliśmy się setki razy w twoim ogrodzie – pomyślałem – a przynajmniej, ja ciebie.
- Na Waldern Drive. To niedaleko ciebie, ale bliżej do Blacków.
Przygryzła dolną wargę. Czyżby jednak miejsce mojego zamieszkania, miało dla niej znaczenie? Ostatecznie, nasz dom, wcale nie leżał w biednej dzielnicy, z drugiej strony jednak wyróżniał się skromnością. Byłem wściekły, że tak mało ją znałem.

Bella

- Na Waldern Drive. To niedaleko ciebie, ale bliżej do Blacków. – Już otworzyłam usta, żeby zapytać go czy ma rodzeństwo, ale w ostatniej chwili przygryzłam tylko dolną wargę. Nie chciałam, żeby pomyślał, że jestem wścibska, jak moja matka. Zmieszał się, cholera! Kretynka ze mnie. Był dla mnie taki miły, a ja wszystko psułam. Musiałam przerwać tę okropną ciszę:
- Dokąd jedziemy? – zapytałam, bo właśnie skręciliśmy w leśną drogę.
- Do Amfiteatru. – Odpowiedział, nie patrząc na mnie. Super – nadal jest zły.
- A co to za dom? – za wszelką cenę musiałam podtrzymać rozmowę. Idiotka. Kretynka.
Wreszcie się uśmiechnął.
- Cieszę się, że poprawił ci się humor Bello. Szczerze mówiąc, byłem tu kilka razy, ale nie zastanawiałem się, co to za dom. Z tego, co wiem, stoi opuszczony od dziesiątek lat.
- Jest fascynujący.
Budynek był ogromny i bardzo jasny. Widać było na nim ząb czasu, ale miał swój urok.
- Tak, ale chyba nie przyjechaliśmy go zwiedzać? – Edward otworzył mi drzwi. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaparkował samochód.
- Dziękuję – odparłam. – Masz rację, to którędy, do tego Amfiteatru?
- Tędy – wskazał na lewo – to niedaleko.
Ruszyliśmy powolnym krokiem, a Edward pozwolił mi prowadzić. Wyobraziłam sobie, że musi go nudzić takie tempo, ale nawet jeśli tak było, to nie dał po sobie nic poznać. Nie rozmawialiśmy o niczym i zdałam sobie sprawę, że przy Edwardzie, cisza nie była krępująca ani uciążliwa. Wręcz przeciwnie – mogłam wsłuchiwać się w odgłosy lasu, oglądać rośliny i wypatrywać zwierząt bez skrępowania. Byłam pewna, że robi to samo. Po około dziesięciu minutach, dotarliśmy na miejsce. Na miejsce to mało powiedziane. Myślałam, że śnię. Stałam przy wejściu, do starego, kamiennego, obrośniętego mchem Amfiteatru. Wokół rosły wysokie drzewa, na lewo ode mnie wiodła ścieżka w głąb lasu, a po prawej, bardziej w dół, zobaczyłam drewniany mostek nad wysoką wodą. Jedyne co słyszałam to śpiew ptaków, szum wody i bicie własnego serca. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Edwarda i muszę przyznać, że nieźle mnie przestraszył, bo już zapomniałam, że nie jestem sama:
- I jak? Podoba ci się? – zapytał.
- Czy mi się podoba?! Edwardzie, to jest najpiękniejsze miejsce, jakie w życiu widziałam.
- Tak myślałem… To znaczy, że nie byłaś tu nigdy wcześniej.
- Dlaczego tak myślałeś? Bo bogate dzieci nie chodzą w góry, tylko do centrów rozrywki?
- Nie o to... – Zaczął, ale przerwałam mu.
- Ale to prawda. Miałeś rację. – Spojrzałam na mojego towarzysza i uśmiechnęłam się do niego – dlatego, dziękuję ci sto raz bardziej.
- Nie ma za co. Właściwie, to nie znam wielu ciekawych miejsc, nie bardzo miałem z czego wybierać. – Wyszczerzył zęby. Ujmowała mnie jego prostota.
- Możemy tu trochę zostać? – zapytałam proszącym tonem.
- Jak długo chcesz – odparł i ściągnął bluzę, którą założył w samochodzie. Teraz, już wiedziałam, po co – rozłożył ją na trawie, pośrodku „teatralnej sceny”. Przystojny, szczery i przewidujący. Jake’owi należy się duże piwo za rekomendację. Zachichotałam na myśl, jak zachowałby się kierowca po czterdziestce, wynajęty przez Renee, gdybym powiedziała mu, że ma mnie zabrać „gdziekolwiek”.
- Co cię tak bawi? – Spytał Edward i usiadł obok mnie na swojej bluzie. Z każdym kolejnym, drobnym gestem, czułam, że moja sympatia do niego jest coraz większa. Nie byłam przyzwyczajona, żeby traktować ludzi tak… naturalnie. Dzieciaki, które poznawałam u znajomych moich rodziców, zawsze trzymały się na dystans, jakby bliższe stosunki z drugim człowiekiem, były poniżej ich poziomu.
- Nic takiego, po prostu pięknie tu – skłamałam, bo nie chciałam go w żaden sposób urazić.
- Nie zaprzeczę, fajne miejsce i cieszy mnie, że ci się podoba.
- Wyślę MMS do mojego przyjaciela. Zrobisz mi zdjęcie na tle tych kamieni? – zapytałam.
- Jasne, daj komórkę. Stań tam – poinstruował mnie – bardziej w lewo, jeszcze trochę… Nie, za daleko, teraz za blisko. Bello stój, czekaj. – Powiedział trochę zniecierpliwiony, ale z uśmiechem na twarzy. Podszedł do mnie i ustawił w odpowiednim miejscu. Dotknął moich ramion i wzdrygnął się.
- Dziewczyno, tobie jest zimno!
- Nieprawda. – A przynajmniej nie było, dopóki mi o tym nie powiedział.
- Zrobimy to zdjęcie i wracamy.
Nie chciałam stąd odjeżdżać, a może nawet nie tyle zostać w tym miejscu, co nie wracać do domu.
- Uśmiech – zawołał Edward. – Gotowe, proszę bardzo, a teraz marsz do samochodu.
- Niech będzie, ale obiecaj, że mnie tu jeszcze kiedyś zabierzesz.
- Przysięgam.

Edward

W drodze powrotnej była taka żywa, energiczna i rozpromieniona. Zupełne przeciwieństwo Belli, która tu ze mną przyjechała. Opowiadaliśmy sobie dowcipy, śmialiśmy się trochę z wybryków Setha i rozmawialiśmy o głupotach. Kiedy zaparkowałem samochód przed domem Bella przypomniała mi, że na popołudnie byłem umówiony z Renee.
- Masz rację, zapomniałbym. – Przy niej można było zapomnieć o całym, bożym świecie.
- Jesteś nareszcie Isabello! Jessica czeka na ciebie od godziny w ogrodzie, zapomniałaś, że byłyście umówione? – Do salonu weszła pani Swan. Jak zwykle słowa wyrzucała z siebie z zawrotna prędkością.
- Cholera…. zapomniałam. – Powiedziała cicho Bella.
- Słucham?
- Nic mamo, nic.
- Gdzie byłaś tak długo?
- Szukałam nowych nut, na flet. Powinnam je kupić przed czwartkową lekcją. Niestety, będą dopiero za cztery dni, na specjalne zamówienie. – Puściła do mnie oko i pożegnała się.
- Do poniedziałku Edwardzie.
- Do widzenia Bello.
- Proszę, tu jest twoja umowa – powiedziała Renee i podała mi mały stosik papierów. – Mam nadzieję, że warunki ci odpowiadają.
- Jak najbardziej. – Do tej pory cieszyłem się jak wariat, że mogę być blisko Belli, ale kiedy zobaczyłem, ile będę za to zarabiał, wpadłem w jeszcze większą euforię.
- Wspaniale, chłopcze. W takim razie podpisz i kopię zachowaj dla siebie, a teraz wybacz, ale chcę się położyć, migrena mi doskwiera.
- Oczywiście, do widzenia proszę pani. – Pożegnałem ją, wyszedłem z domu i zadzwoniłem do Jacoba. Odebrał już po dwóch sygnałach.
- Co Bellusia już cię wypuściła, Ed?
- Browar, u Billy’ego. Zaraz. I tym razem ja stawiam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dilena dnia Czw 22:03, 18 Cze 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
transfuzja.
Vampire Lover



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 509
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z harmonii i rozdźwięku.

PostWysłany: Czw 22:06, 18 Cze 2009 Powrót do góry

Dil... To Twoje opowiadanie jest boskie.
Niby zwyczajne, nic niespodziewanego się nie dzieje...
Ale czarujesz mnie.

No, jeśli nie chcesz robić wątka B&J, to zrób chociaż jakąś akcję z Emmettem... Proszę! :*
Wena.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 1140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 18:33, 20 Cze 2009 Powrót do góry

Beta jak zwykle Susan z piekła rodem :**

Rozdział V

Siła wyższa



Bella

Wyszłam do ogrodu zarazem szczęśliwa, jak i poirytowana. Dzień minął mi szybko i przyjemnie. Muszę przyznać, że od dawna się tak dobrze nie bawiłam. Wiedziałam, że gdyby ktoś usłyszał coś takiego, z moich ust bardzo by się zdziwił, ale nie przyćmiło to mojej euforii. Kochałam przyrodę, ale dla świętego spokoju Renee, rzadko opuszczałam dom sama, a tym bardziej pieszo. Ten Amfiteatr… Bajeczne miejsce - ciche, spokojne, a jakże tętniące życiem.
- Jesteś wreszcie! Gdzie byłaś? Miałyśmy pojechać do galerii. – Jessica. Tak bardzo za nią tęskniłam. Już rozbolała mnie głowa.
- Przepraszam, zapomniałam, że byłyśmy umówione. – Opadłam na leżak, obok mojej koleżanki. Dopiero teraz poczułam, jak bardzo jestem zmęczona.
- Nie mów, że byłaś na zakupach beze mnie? – spytała podejrzliwie, akcentując „beze mnie”.
- Nie byłam. – Odpowiedziałam krótko.
- Ach, no to dobrze. Wiesz co się stało?
Nie wiem i nie chcę wiedzieć – pomyślałam. Byłam wyczerpana, nie tyle przez tą krótką – niestety – wycieczkę, ile przez palące słońce. Wyciągnęłam z kieszeni telefon, bo Jessica stała już tyłem do mnie, a z jej opowiadania wyłapywałam tylko pojedyncze zwroty.
- Chyba chce się ze mną umówić… A może powinnam przejąć inicjatywę… Jak ona w ogóle mogła? Ta sukienka była koszmarna, mówię ci – ohyda…
Powinnam napisać SMSa do Jake’a i chciałam wysłać wiadomość do Emma, ale zdążyłam tylko włączyć menu w komórce i nagle poczułam, że coś mnie przygniata. Wokół mnie nastała ciemność.

Obudziłam się, bo poczułam lekkie wstrząsy.
- Starałem się być delikatny, kochanie – uśmiechnął się ojciec. Było już ciemno. – Jessica wyszła dwie godziny temu. Nie jest na ciebie zła, bardziej ciekawa co cię tak zmęczyło.
- Ach, tak… - spojrzałam na niego. Za to właśnie kochałam Charliego – mówił mi o takich rzeczach, żebym o nich wiedziała, a nie po to, by wyciągnąć ode mnie informacje.
– Możesz mnie już postawić, tatku. Dalej pójdę sama.
- Chyba nie do końca się obudziłaś Bells – spojrzał na mnie z rozbawieniem. Już byliśmy w moim pokoju.
- Dziękuję i dobranoc. – Pocałowałam ojca w policzek i zamknęłam za nim drzwi.
Poszłam do łazienki, bo postanowiłam wziąć szybki prysznic. Na całe szczęście świeżo wyprana piżama i ręcznik były już przygotowane. Odkręciłam gorącą wodę – tego mi było trzeba. Mój tropikalny żel pod prysznic pachniał znakomicie. Na wieczorną toaletę poświęciłam wyjątkowo dużo czasu – ponad godzinę. Włączyłam komputer i sprawdziłam skrzynkę odbiorczą. Jak zwykle się nie zawiodłam.

Cześć Skarbie :* Nie przejmuj się kierowcą, pewnie nie będzie tak źle – zazwyczaj nie jest. Między mną a Jane nic się nie zmieniło i już chyba nie zmieni. Nie rozumiemy się – jej priorytety są inne, niż moje. Ciężko to wytłumaczyć, a tak chciałbym móc Ci o wszystkim powiedzieć. Lepiej przykładaj się do fletu, bo Renee w końcu Cię zlinczuje za brak nowego, zaskakującego talentu Smile Pa, do napisania. Kocham :* Twój Emm.

A jednak. Byłam pewna, że on i Jane, pogodzą się, jak to mieli w zwyczaju. Było mi smutno, że cierpi, ale widziałam, że dobrze się stało – nie była go warta.
„Ciężko to wytłumaczyć, a tak chciałbym móc Ci o wszystkim powiedzieć” – to zdanie przeczytałam kilkanaście razy i bardzo się na nim skupiłam. Dzisiejszy dzień był pełen niespodzianek, więc czemu nie pokusić losu o jeszcze jedną. Odpisałam mu.

Cześć Emm :* Nie przejmuj się sytuacją z Jane, na pewno jakoś się ułoży… A kiedy mówię, że się ułoży wiesz, że mam na myśli, że znajdziesz kogoś lepszego Smile Zasługujesz na wspaniałą dziewczynę, bo sam jesteś wspaniały. Napisałeś, że bardzo chciałbyś mi o wszystkim opowiedzieć… i tak sobie myślę, że to świetny pomysł! Emm uważam, że powinniśmy się spotkać. Przecież z Forks do LA jest jakieś 1200 mil, to nie tak dużo, pewnie z dwadzieścia godzin jazdy. Co o tym myślisz? Wiesz, że jesteś dla mnie jak brat i przyjaciel zarazem, a do tego pomocne silne, męskie ramię Smile
Co do mojego kierowcy – to naprawdę miły chłopak. Nazywa się Edward. Zabrał mnie dzisiaj w piękne miejsce, nawet nie wiedziałam, że takie istnieje, a tym bardziej, że w mojej okolicy. Zrobił mi zdjęcie, bo chciałam wysłać do Ciebie MMSa, ale z tego wszystkiego zapomniałam. Załączam go do maila. Trzymaj się cieplutko kochany. Twoja B. :*


Wyłączyłam komputer i wzięłam do ręki książkę, ale na trzymaniu się skończyło. Usnęłam, jak małe dziecko.


Edward

Wszedłem do baru Blacków. Jacob już na mnie czekał. Od razu kupiłem dwa piwa i podszedłem do stolika, przy którym siedział.
- Słuchaj Ed, sorry za Renee…
- Nie ma za co Jake, naprawdę. Nie zwracałem na nią uwagi.
- Po pierwsze jest za co, bo wypytywała cię jak wariatka, a po drugie wiem.
- Co wiesz?
- No, że nie zwracałeś na nią uwagi, bo pożerałeś Bellę wzrokiem – wyszczerzył zęby.
- Nie. – Powiedziałem potrząsając głową, jakby to miało cokolwiek zmienić.
- A właśnie, że tak, ale spoko – raczej żadna z nich tego nie zauważyła.
- No to dobrze, napijmy się. – Odparłem ucieszony. Taka błahostka nie mogła popsuć mi humoru, zresztą nic nie mogło.
- No to chlup!
Przesiedzieliśmy z Jacobem w barze około trzech godzin, a wypiliśmy po cztery piwa. Mój kompan wypalił do tego chyba z pół paczki papierosów.
- Będę się zbierał Jake. Chcę zdążyć na kolację. – Stwierdziłem. Mama na pewno już się martwi.
- Jasne, odwiózłbym cię, ale wiesz… siła wyższa – uśmiechnął się szeroko. Bardzo szeroko. To chyba za sprawą ostatniego łyka piwa. Ja też czułem się tak, jakbym mógł się tylko śmiać. Tyle, że w moim przypadku nie można było stwierdzić, czy źródłem euforii jest ów trunek, czy moja wspaniała, piękna Bella. Skłaniałbym się do tej drugiej opcji, bo jeśli chodzi o wchłanianie alkoholu należałem do tych z „mocnymi głowami” – chyba miałem to po ojcu.
- No to do zobaczenia – pożegnałem się.
- Taaa… na ślubie twoim i kuzyneczki. – Uśmiechnąłem się. Jacobowi wyraźnie plątał się język. Wyszedłem z baru, a po drodze do domu myślałem o dzisiejszym dniu. Przypomniałem sobie cudowną twarz mojego Anioła, jej oszałamiający zapach, słodki głos. Byłem dumny z tego, że zachowywałem się w miarę normalnie. Moim zdaniem nie mogła się domyślić, że coś do niej czuję. Nawet, kiedy wspomniała o swoim „przyjacielu”, nie pokazałem jak mnie to poruszyło. Swoją droga nie do końca chciałem wiedzieć, kim jest ten chłopak – przecież wiedziałem, że Bella Swan to nie dziewczyna dla mnie. Albo inaczej: to ja nie byłem kimś odpowiednim dla niej. Zdawałem sobie z tego sprawę, ale przebywanie w jej towarzystwie sprawiało mi dziką radość. Otworzyłem drzwi do domu.
- Jesteś nareszcie, synku – powitała mnie mama.
- Tak, mamo przepraszam, ale zasiedziałem się jeszcze z bratem Setha.
-Dobrze skarbie. Opowiadaj jak było. – usiadła i patrzyła na mnie. A co miałem niby powiedzieć własnej matce? – No Edwardzie, mów! Coś cię się nie spodobało? A może ta kobieta, chciała na tobie zaoszczędzić? – dopytywała się Esme.
- Nie! Skądże! Było super. To lekka i przyjemna praca, a wypłata jeszcze przyjemniejsza. Zobacz. – Podsunąłem jej umowę, która dała mi Renee. Przez dłuższą chwilę milczała.
- Tak się cieszę kochanie, będziesz mógł odłożyć na studia! – Pocałowała mnie w policzek. – To co, masz ochotę na naleśniki z miodem?
- Tak poproszę. – Zamyśliłem się. Studia? Raczej nie. – Alice jest u siebie?
- Powinna być, nie widziałam, żeby wychodziła.
Ruszyłem do pokoju siostry. Siedziała na swojej małej sofie, a razem z nią Carlise.
- Cześć, tato.
- Cześć. – Przyglądał mi się badawczo. – Wyglądasz na zadowolonego.
- Tak? A zresztą, czemu miałbym nie być zadowolony?
- A nic, nic. Tak tylko mówię. Idę do mamy.
- Widzę, że wszystko dobrze z Bellą. – Alice uśmiechnęła się smutno.
- Nawet lepiej, niż dobrze, siostra. – Usiadłem obok niej na miejscu ojca i objąłem ramieniem. Spuściła głowę, więc podniosłem ją siłą, zmuszając, żeby na mnie spojrzała. – A za tydzień, zabieram cię na ogromne zakupy, do kina i na obiad. Co Ty na to? – Alice uśmiechnęła się promiennie i rzuciła mi się na szyję.
- Kocham cię, Ed – powiedziała cicho.
- Alice, Edward! Naleśniki gotowe! – Zawołała mama. Wstaliśmy i oboje ruszyliśmy w stronę kuchni.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dilena dnia Sob 19:41, 20 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
aramgad
Moderator



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 590
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 19:58, 20 Cze 2009 Powrót do góry

Cytat:
Wiedziałam, że gdyby ktoś usłyszał coś takiego, z moich ust bardzo by się zdziwił,

przecinek zamiast po takiego powinien być raczej po ust Wink

Cytat:
galerii. – Jessica.

Tu nie powinno być jakiegoś powiedziała?

Dalej nie wiem, bo się zaczytałam Very Happy
Ale nic mi się nie rzuciło, ukłony dla Sus Very Happy

Co do rozdziału, jak zwykle czuję niedosyt Wink
Jest za krótki!!! Stanowczo.
Właściwie za dużo się nie wydarzyło nowego, taki bardziej łącznik, ale i tak mi się podobało.
Weyny Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 1140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:20, 05 Lip 2009 Powrót do góry

Betowała like always Super-Susan ;**

Rozdział VI

Wersja neutralna

Bella

Obudził mnie dźwięk SMSa. Przeciągnęłam się i sięgnęłam po telefon.
Ślicznie wyszłaś na tym zdjęciu Mała. Wstawaj, bo szkoda dnia. E.
Uśmiechnęłam się do siebie i szybko się podniosłam, żeby sprawdzić skrzynkę odbiorczą. Poza powiadomieniem o nowym repertuarze kina, którego byłam stałą klientką, nie było nic. Nawet spamu – moja poczta elektroniczna należała do tych lepszych - płatnych. Kiedy pisałam wczoraj do Emma byłam pełna nadziei. Dzisiaj to uczucie stłumił wstyd. Dostałam od niego SMSa, ale na maila nie odpowiedział. Pewnie go wystraszyłam. Niepotrzebnie zaproponowałam spotkanie. Chociaż z drugiej strony, może nie miał dość czasu na odpisanie. Było już po dziewiątej, więc zaczęłam szykować się do kościoła. Za niecałe pół godziny miał po mnie przyjechać Jake. Od dłuższego czasu chodziliśmy razem na niedzielne msze. Miałam dość wysłuchiwania koleżanek matki. Zawsze to samo : „Twoja Bella to… twoja Bella tamto… cóż za urocza dziewczyna… figurę odziedziczyła po tobie, Renee…”
Wybrałam czarne spodnie z materiału i szaro-srebrną bluzkę. Gdy byłam gotowa, zeszłam na dół. Śniadanie już na mnie czekało.

Edward

Obudziłem się, bo było mi niewygodnie - coś gniotło mnie w plecy. Otworzyłem oczy i szybko zorientowałem się, że nie leżę w swoim łóżku. No tak, w końcu wczoraj przegadaliśmy z Alice kilka ładnych godzin, więc musiałem usnąć. Moja siostra była jeszcze pogrążona w krainie snów, ale postanowiłem ją z niej wyrwać.
- Wstawaj, mała – powiedziałem dość cicho.
- Ed, co jest? Która godzina? – spytała zaspana. Rozbawiła mnie.
- Po dziewiątej. Idę pod prysznic, muszę się doprowadzić do porządku. – Stwierdziłem.
- Dobra, ja zaraz wstaję.
Wszedłem do swojego pokoju po czyste ubrania. W domu było cicho. Sprawdziłem w kuchni, czy mama zrobiła dla nas śniadanie. Na stole nie było nakrycia, jedynie zapisana kartka z doktorskiego notesu ojca:

Wyszliśmy na spacer do lasu. Pogoda jest piękna, możemy nie wrócić na obiad. Rosalie spędzi dzień u Tanyi. Kochamy Was. Rodzice.


Uśmiechnąłem się pod nosem. To dobrze, że Carlise nareszcie ma wolną niedzielę. Mama tak dawno nigdzie nie wychodziła. A może jeśli Alice nie ma innych planów, też będzie chciała gdzieś się wybrać? Najpierw postanowiłem wziąć prysznic, zresztą nie chciałem jej budzić. Niby mówiła, że zaraz wstaje, ale ja ją za dobrze znam by w to uwierzyć. Wyszedłem z łazienki i poczułem miły zapach.
- Nareszcie! – zawołała siostra. – Facet, a tyle czasu mu zajmuje toaleta.
Jednak tym razem udało jej się bez problemu podnieść z łóżka. Mało tego - zrobiła mi śniadanie. Humor jej dopisywał – dogryzała mi, więc było to pewne.
- Jajka na bekonie? – spytałem, ignorując zaczepki siostry.
- Tak jest. - Odpowiedziała radośnie.
- Świetnie – niby tylko skwitowałem potwierdzenie, ale tak naprawdę bacznie się jej przyglądałem. Wczoraj nie była jeszcze w takim szampańskim nastroju.
- Na co się gapisz? – spytała rozbawiona.
- Na ciebie, nie widzisz? – wyszczerzyłem zęby. Postanowiłem grać tak jak ona.
- Oj, Ed... Pogoda jest cudowna, rodzice wyszli wreszcie gdzieś tylko we dwoje – wiedziałem, że chodzi o tatę. - A w dodatku, mam u ciebie obiecane zakupy.
- No tak, masz. – Odpowiedziałem, bo patrzyła na mnie, jakby chciała wyciągnąć potwierdzenie.
Może myślała, że wczoraj zwariowałem i plotłem bzdury. Chyba nie do końca się myliła,
bo z jednego powodu oszalałem na pewno.
A ten powód miał jakże piękne i dźwięczne imię – Bella.

Bella

Kiedy wyszliśmy z Jacobem z kościoła, zdałam sobie sprawę z tego, jaka jest piękna pogoda.
- Jake, może wybierzemy się dzisiaj gdzieś nad wodę? – spytałam od razu.
- Nie mogę Bells – spojrzał na mnie przepraszająco. – Obiecałem Billy’emu, że pojadę z nim odwiedzić Setha. – Przewrócił oczami. – Jakby temu popaprańcowi, były potrzebne wizyty ojca.
- No to trudno. Zostanę w domu przy basenie.
- To może namów Charliego, żeby gdzieś cię zabrali, po co się masz nudzić?
- Ta… chciałoby się. Dzisiaj idą na obiad z rodzicami Jess. Mam jej dosyć jak na jeden weekend.
- Współczuję. – Powiedział, ale w jego głosie słychać było rozbawienie. – Wsiadaj odwiozę cie do domu.
Jechaliśmy kilka minut w ciszy. Zastanawiałam się, czy mam w domu jakieś książki, których jeszcze nie przeczytałam – wszystko byle nie nuda. Łudziłam się, że Emmett odpisał na moją wiadomość – wtedy mogłabym zaplanować mu podróż i zorganizować miejsce spotkania. Znowu naszedł mnie lęk, że zaproponowałam za dużo. Byliśmy przyjaciółmi, co do tego nie miałam najmniejszych wątpliwości, ale może jemu odpowiadała znajomość online.
- Wczoraj wieczorem spotkałem się z Edwardem. – Jacob wyrwał mnie z zamyślenia.
- To całkiem miły chłopak. – Odpowiedziałam. Uśmiechnął się.
- Tak, jest w porządku. Chodzi o to, że on też nie ma planów na dzisiaj – spojrzał na mnie. – Mówił mi – dodał.
- Jake, dzisiaj jest niedziela – przypomniałam mu – Edward nie pracuje w niedziele. Pokiwałam głową z uśmiechem.
- Na wszelki wypadek, dam ci jego numer telefonu. Daj komórkę zapiszę. Posłusznie oddałam aparat kuzynowi. Nie widziałam w tym większego sensu, ale może faktycznie numer mojego kierowcy mógł mi się kiedyś przydać. Poza tym nigdy nie odmawiałam Jacobowi. Niczego.
- Proszę, zapisany. Niestety nie wejdę nawet na sok. – Spojrzał na mnie. Spanikowałam: a co jeśli Emm nie odpisał? Podjechaliśmy właśnie pod dom. Chyba opatrznie zrozumiał moją minę, bo szybko dodał. – Bells wiesz, że sto razy bardziej wolałbym wybrać się gdzieś z tobą, niż odwiedzać mojego potłuczonego braciszka.
- Wiem, spoko Jake – pocałowałam go w policzek. – Dzięki za podwiezienie. Pa!
- Trzymaj się mała – powiedział i odjechał.
Nie zastanawiając się wiele weszłam po schodach prosto do swojego pokoju. Angie miała wolne, rodzice zawsze w niedziele jadali poza domem. Ściągnęłam spodnie, jeszcze dwie godziny temu nie sądziłam, że będzie, aż tak ciepło. Z braku pomysłu postanowiłam wziąć orzeźwiający prysznic. Niestety, nie zajęło mi to wiele czasu – w końcu na miłość boską, ile można się myć?! Emmett nie odpisał. Cóż, właśnie tego się spodziewałam. Opadłam na łóżko. Nie miałam pomysłu na zabicie czasu. Jak ja czasem nienawidziłam tej rutyny! Tego wszechobecnego w moim życiu bogactwa! Dlaczego nie mogłam mieć normalnych przyjaciół? Takich, którzy poszliby ze mną w niedzielne popołudnie, pograć w piłkę czy na spacer. Poczułam, że coś mnie gniecie. Telefon. Musiałam rzucić go przedtem na łóżko. Telefon! No jasne! Nie zastanawiając się wiele napisałam SMS:
Cześć. Czy masz już zaplanowane popołudnie? Bella S.
Wybrałam opcję: wyślij. Odbiorca: Edward Cullen.

Edward

Po śniadaniu głównie… nie robiłem nic. Alice malowała paznokcie, więc postanowiłem skorzystać z nieobecności reszty rodziny i po prostu się byczyć. Myślałem o moim Aniele.
O jej cudownej twarzy, delikatnej skórze, pociągającym zapachu i o tym, że wydawała mi się być… zagubiona, nawet nieszczęśliwa. Zastanawiało mnie czego Belli brakuje. Miała pieniądze, nieziemską urodę (zdawałem sobie sprawę z tego, że to moje subiektywne odczucie, ale zawsze), wiele talentów, a przede wszystkim piękny umysł. A jednak, kiedy zabrałem ją do Amfiteatru, wyglądała jak dziecko, które pierwszy raz widzi wesołe miasteczko. Czyżby w jej idealnym życiu brakowało, tak podstawowych pociech, jak spacer po lesie? Leżałem tak i myślałem, kiedy usłyszałem mój telefon. Dźwięk SMS. Może to Seth, dawno się nie odzywał. Ruszyłem w stronę stolika i odebrałem wiadomość:
Cześć. Czy masz już zaplanowane popołudnie? Bella S.
Przeczytałem ten krótki tekst kilkanaście razy. Euforia wzbierała we mnie i nadymała mnie jak dmuchany balon. Jaki byłem szczęśliwy, że nie zdążyłem zaproponować Alice wspólnego spędzania dnia! Odpisałem od razu, ale wiele razy zmieniając treść wiadomości. Wreszcie zostawiłem tak:
Cześć Bello! Fajnie, że napisałaś, bo strasznie się nudzę. Masz ochotę gdzieś się przejechać? Edward.
Stwierdziłem, że ta wersja jest najbardziej neutralna i nie zdradza zbytnio moich uczuć.
- Alice! Alice! – Jak mogła nie słyszeć w takiej chwili?! – Alice!
- Co jest? – siostra wybiegała z pokoju. Śmierdziała strasznie lakierem do paznokci. I zmywaczem. – Pali się czy jak?
- Spotykam się dzisiaj z Bellą! – Wykrzyknąłem. Głupol ze mnie, ale emocje wzięły górę.
Alice spojrzała na mnie badawczo. Chyba oceniała stan mojego stroju i fryzury.
- O której? – spytała wreszcie.
- Chyba za chwilę. – Odparłem. Jęknęła.
- Dobra, chodź – pociągnęła mnie za rękę. – Pokaż mi wszystko, co kupiłeś ostatnio z Jacobem.
Przejrzeliśmy wspólnie moją szafę i w końcu wybraliśmy nowe jeansy i niebieski, bawełniany podkoszulek. Nie chciałem za bardzo się stroić, a poza tym, tak czułem się swobodnie. Bella odpisała:
Bardzo. Może do Amfi, albo w jakieś podobne miejsce? Pojedziemy moim samochodem, ok.?
Czy przyjdę, ba! Jakbym tylko mógł, przyleciałbym do niej na skrzydłach.
- No, wyglądasz nieźle – pochwaliła mnie moja stylistka.
- Dzięki, no to lecę – powiedziałem krótko. Tak naprawdę wszystko we mnie, aż się paliło i gotowało, żeby wreszcie zobaczyć moją Piękną.
- Ed dobrze ci radzę nie spiesz się za bardzo. – Alice uśmiechnęła się i zamknęła za mną drzwi. Ona nic nie rozumiała. Jak mógłbym się nie spieszyć? Wiedziałem, że jak dojdę do domu Belli, w dziesięć minut, będzie to wyglądało tak jakbym cały dzień tylko czekał na wiadomość od niej w pełnej gotowości. Nie dbałem o to. Nie byłem zwykłym zakochanym nastolatkiem, jeśli trzeba by było, oddałbym życie za mojego Anioła. Ona również wyróżniała się spośród dziewczyn w swoim wieku. Najzwyczajniej w świecie czułem, że mnie potrzebuje. Było to dla mnie tak oczywiste jakby zapewniła mnie o tym, co najmniej sto razy. Starałem się nie myśleć o Belli w ten sposób, bo w końcu i tak miałem się rozczarować, ale odwlekałem ten moment, tak długo, jak tylko się dało. Dopóki mogłem z nią przebywać, nie zamierzałem marnować czasu. Była dla mnie jak powietrze… jak narkotyk. Nawet się nie zorientowałem, a już stałem przed domem Swanów. Wziąłem kilka głębokich oddechów i zadzwoniłem do drzwi.
- Już idę! – usłyszałem ją. Po kilku sekundach otworzyła drzwi. Też miała na sobie jeansy, ale jej bluzka była o wiele bardziej elegancka niż moja. Miała kołnierz i … duży dekolt.
Nie patrz, nie patrz – powtarzałem sobie w myślach.
- Dzięki, że przyjechałeś – powitała mnie, pięknym, ale smutnym uśmiechem. – Umarłabym z nudów.
- Ja też – odwzajemniłem uśmiech. – Idziemy?
- Tak.
Podała mi klucze do mojego roboczego samochodu. Otworzyłem jej drzwi, po czym sam wsiadłem za kierownicę. Odpaliłem silnik.
- To co Amifiteatr? – zapytałem. Chciałem mieć pewność.
- Co tylko wymyślisz.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dilena dnia Nie 20:21, 05 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 915
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Poznań

PostWysłany: Pon 9:14, 06 Lip 2009 Powrót do góry

Muszę przyznać, że moim zdaniem był to najlepszy rozdział jaki napisałaś Smile tak bardzo wyczekiwałam czy Bella napisze do Edwarda, że sobie sprawy nie zdajesz Wink a jak w końcu to zrobiła to myślałam, że ze szczęścia pójdę w powietrze Wink
Cieszę się, że mam zaszczyt czytania Twojego opowiadania przed wszystkimi innymi Smile i naprawdę nie mogę się doczekać co będzie dalej. Jak potoczą się dalsze losy Edwarda i Belli... Co będzie z Emmettem... czy spotka się z Bells? Czy będzie rozwinięty wątek Jake'a Razz i w ogóle... co się będzie potem działo... ciekawość mnie pożre xD
Brawo Dil :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
aramgad
Moderator



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 590
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 11:43, 06 Lip 2009 Powrót do góry

Nie chcę podpaść, ale ja z kolei nie jestem usatysfakcjonowana tym rozdziałem. Czekałam tak długo i liczyłam na coś super, a było tylko dobrze.
Jest kilka błędów, ale to są groszowe Wink sprawy, niezbyt istotne i do przełknięcia. Rozdział poprawny, ale nie porywa. Mimo wszystko całość jest super i czekam z wytęsknieniem na kolejny!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 1140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 13:59, 07 Lip 2009 Powrót do góry

Beta the same Wink :**

Rozdział VII

I po co ci to?



Bella

Muszę przyznać, że Edward uwinął się bardzo szybko. I dobrze, bo z nudów zaczęłabym zaraz gryźć ściany.
- Już idę! – zawołałam, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.
Zbiegłam na dół. Mój towarzysz już na mnie czekał. Był ubrany bardzo schludnie, a jego niebieska podkoszulka uwydatniała delikatne zarysy umięśnionego ciała. Jakby mu się dokładnie przyjrzeć, to jest nawet przystojny. Jak gdyby na potwierdzenie moich myśli uśmiechnął się promiennie – tak wyglądał najlepiej.
- Dzięki, że przyjechałeś. Umarłabym z nudów. – Odezwałam się w końcu.
- Ja też. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Idziemy?
- Tak. – Podałam mu klucze do Mercedesa, które wcześniej już przygotowałam.
- To co, Amfiteatr? – odezwał się.
- Co tylko wymyślisz – odparłam z uśmiechem na ustach. Jasne, że to miejsce pasowało mi jak najbardziej, ale może akurat znał więcej takich cudownych zakątków?
- Dzisiaj jesteś chyba w lepszym humorze niż ostatnio. – Spojrzał na mnie badawczo, ale szybko przeniósł wzrok na drogę.
- Hmmm…. – zastanowiłam się. – Raczej nie.
Pokiwał tylko głową. Chyba źle mnie zrozumiał. Nie miałam mu za złe tego, że mnie wypytuje. Po prostu sama nie wiedziałam co powiedzieć. Odwróciłam głowę w jego stronę. Był taki spokojny, a jego postawa jakby krzyczała: zaufaj mi! Wystarczyło.
- Szczerze to mało co jest w porządku. – wyrzucałam z siebie słowa jak z karabinu maszynowego. – Mam dość tej nudy, bycia grzeczną, ułożoną dziewczynką i wszystkich znajomych z wyższych sfer. – Ostatnie dwa słowa doprawiłam taką dawką sarkazmu na jaka tylko było mnie stać.
- Spokojnie, Bello – odezwał się Edward. – Przy mnie ci to nie grozi.
Uśmiechnął się. Nie potrafiłam nie odwzajemnić tego gestu.
- Ech, przepraszam cię. Znowu niepotrzebnie wybucham.
- Nie masz za co i naprawdę nie musisz się przede mną tłumaczyć.
- Ale chcę. To nie jest tak, że ja narzekam na swoje życie. Broń Boże! To by była mocna przesada. – Spojrzałam na niego, bo chciałam mieć pewność, że zrozumiał. Chyba się udało. – Czasami tylko doskwiera mi dziwna… samotność. – Zrobiło mi się wstyd przed samą sobą, ale nie potrafiłam znaleźć lepszego określenia.
Mój kompan słuchał dalej, więc postanowiłam kontynuować.
- Chodzi o to, że poza Jacobem nie mam żadnych przyjaciół. Wiesz, takich… prawdziwych. To znaczy... mam jednego i to chyba przez niego jestem taka podenerwowana.
- Pokłóciliście się? – spytał.
- Nie, to coś gorszego od sprzeczki. Słuchaj nie chcę, żebyś o mnie pomyślał coś złego, bo to jest znajomy… z Internetu.
Edward odwrócił głowę w moją stronę. Patrzył dalej, jakby wyczekiwał najgorszego.
- To co? – zdawał się być rozbawiony. Ulżyło mi. – Bello, to o niczym nie świadczy. To, że znasz go jedynie z sieci, nie znaczy, że jest gorszym człowiekiem, prawda?
Zaskoczył mnie. Z każdą sekundą utwierdzałam się w przekonaniu, że Edward Cullen jest najzwyczajniej w świecie dobrą osobą.


Edward

Moja piękna Bella. Jak to się stało, że wydawała mi się bezradna? Tak bardzo przejmowała się tym, co ludzie powiedzą. Miała przyjaciela z Internetu – co z tego?! Rozbawiło mnie to, choć wiem, że nie powinienem się śmiać. Nie, wróć – wcale mnie nie rozbawiła. Cieszyłem się jak wariat, bo tajemniczy przyjaciel mojego Anioła okazał się być tylko znajomością wirtualną.
- Żeby każdy podchodził, do tego z takim dystansem jak ty. – Wyrwała mnie z zamyślenia. Uśmiechnęła się nagle i bardzo szeroko. – Jednak jedźmy do Amfiteatru.
- Jak chcesz. Tylko dalej nie rozumiem, co takiego się stało między tobą, a…
- Emmett, ma na imię Emmett.
- … więc między tobą i Emmetem?
- Łączy nas dziwna więź. – Spojrzałem na nią wystraszony. A może jednak to coś więcej? Na szczęście źle zinterpretowała moje zachowanie. – Nie patrz na mnie jak na dziwoląga. Nie zmyślam.
Zaśmiała się perliście.
- Wiem, że nie. – Zawtórowałem jej.
- Po prostu czuję, że Emm doskonale mnie zna i rozumie… Nie wiem jak to wytłumaczyć, to jest coś dziwnego, magicznego.
- A jednak się popsuło, tak? – posmutniała. Kretyn ze mnie.
- On mieszka w Forks.
- Gdzie? – zapytałem odruchowo. Zrobiła rozbawioną minę.
- To małe miasteczko w stanie Waszyngton. Ja też nic bym o nim nie wiedziała, gdyby nie ta znajomość. Zaproponowałam Emmettowi spotkanie.
Serce zaczęło mocniej mi bić. Nie dałem nic po sobie poznać. Mogłem być dumny ze swojej postawy.
- I co? Nie zgodził się? – drążyłem temat jak masochista. Albo raczej szukałem deski ratunku, bo miałem nadzieję, że jakoś mi to wytłumaczy. Powie, że ten typ jest tylko przyjacielem.
- W tym rzecz. Nie wiem co o tym myśleć, bo nawet nie odpisał. Zawsze odzywamy się do siebie regularnie, opowiadamy sobie najbzdurniejsze rzeczy. Na przykład o tym, że muszę grać na fortepianie, flecie i gitarze, a najlepiej robić to wszystko naraz i jeszcze śpiewać, żeby Renee była zadowolona. Albo o tym, że kolejny raz pokłócił się ze swoja dziewczyną i jak znowu do siebie wracają. Wyobrażasz sobie, że zrywają ze sobą średnio w takim tempie, jak Seth znajduje sobie nowe dziewczyny?
- Wow. – Tylko na tyle było mnie stać. Nie dlatego, że zrobiło to na mnie wrażenie – byłem do takiego czegoś przyzwyczajony, bo Rosalie jeszcze do niedawna była z Roycem i na zmianę przychodziła do domu z płaczem, albo bukietem kwiatów – tylko dlatego, że Bella uśmiechnęła się do mnie najpiękniej jak tylko mogłem sobie wyobrazić.
Z mojej reakcji śmialiśmy się oboje tyle, że z różnych powodów. Zresztą to było dla mnie najmniej ważne. Liczyło się tylko to, że moja Bella znowu jest wesoła.
- Wiesz od razu mi lepiej, jak się wygadałam. Tego mi było trzeba. – Powiedziała z przekonaniem.
- Do usług – zaoferowałem się.
- Już jesteśmy? – zapytała ze zdziwioną miną.
- Pewnie – odparłem. – W końcu jedziemy Mercedesem, zapomniałaś?
- Nie, nie… wiesz fascynuje mnie ten dom, jest taki… nie wiem jak to nazwać.
- Magiczny? – spytałem. Byłem pewien, że tego słowa jej brakowało.
Spojrzała na mnie z tajemniczą miną.
- Dokładnie.

Bella

- Magiczny? – spytał. A raczej stwierdził, jakby był przekonany, że właśnie tego słowa mi brakuje. Najdziwniejsze było w tym to, że miał rację.
- Dokładnie. – Skwitowałam.
- Chodźmy już w stronę Amfi, bo nas noc zastanie.
Kusząca propozycja – pomyślałam, ale zaraz się opamiętałam. Z jednej strony, nie chciałam robić nic czym mogłabym rozgniewać rodziców, a z drugiej miałam ochotę na trochę szaleństwa… wpadłam na genialny pomysł. Muszę napisać o tym Emmowi. W tym samym momencie przypomniałam sobie, że on wcale nie chce się ze mną spotkać. Rozdrażnienie wzięło górę, jak nie to nie. Nie miałam zamiaru go prosić.
- Masz dziewczynę? - wypaliłam z grubej rury, może niezbyt dyskretnie, ale byłam pewna, że Edward się nie pogniewa.
- Nie, a czemu pytasz? – ton głosu miał dalej pogodny.
- Tak sobie teraz pomyślałam, że może moglibyśmy wyskoczyć gdzieś na tydzień w czasie wakacji. No wiesz ty, ja, Jacob, może Seth, no i oczywiście jeśli chciałbyś twoje siostry?
- Świetny pomysł. Tylko gdzie?
No tak. Idiotka. Zapomniałam, że Edward nie należy do ludzi o tak wysokim statusie społecznym jak Swanowie. Rzygać mi się zachciało od tego. To nic, myślałam, nie musimy jechać do hotelu pięciogwiazdkowego na wczasy all inclusive.
- Gdzieś niedaleko, najlepiej w góry – wypaliłam, bo uznałam, że pobyt nad oceanem będzie znacznie droższy.
- Jasne, dobry pomysł. Pogadamy z resztą i coś postanowimy, ok?
- Świetnie.
W Amfiteatrze bawiłam się znakomicie. Leżeliśmy z Edwardem na trawie i opowiadaliśmy sobie śmieszne historie z naszego życia. Potem przeszliśmy do dowcipów o blondynkach i policjantach. Czas próbowałam odmierzać jedynie rytmicznym szumem wody. Już od dawna nie czułam się przy nikim tak swobodnie, jak teraz przy Edzie. Matko boska! Śmiałam się w duchu z tego zdrobnienia. Prawda była taka, że rozmawiając z moim kompanem używałam tak odrażających kolokwializmów, że Renee jak nic dostałaby od nich migreny. Po kilku godzinach nieustannego śmiechu, postanowiliśmy zerwać trochę polnych kwiatów. No dobra. Nie postanowiliśmy – rzucił mi wyzwanie – kto skomponuje większy i ładniejszy bukiet. Po kilkunastu minutach przekomarzania się Edward stwierdził, że oczywiście bezapelacyjnie wygrałam. Nie mogłam zaprzeczyć, że dobrane przez mnie kolory kwiatów sto razy bardziej pasowały do siebie, niż te jego. Muszę jednak przyznać, że jak na faceta, poradził sobie całkiem nieźle. Mijały kolejne godziny, a ja bawiłam się tak dobrze, że najchętniej nie wracałabym do domu. Namówiłam Edwarda na konkurs skoków z poziomów Amfiteatru. Oczywiście, zgodził się bez słowa. Tym razem to on był górą, co do tego nie miałam żadnych wątpliwości, ale chciałam spróbować swoich sił.
- Bello, błagam cię – powiedział ze śmiechem. – Połamiesz sobie wszystkie kości i po co ci to?
- Proszę, chcę tylko spróbować. – Powiedziałam grzecznie z miną zalotnicy. Poskutkowało.
- A niech ci będzie. Tylko potem, nie przyznawaj się na ostrym dyżurze, że byłaś ze mną. Nie chce, żeby Renee mnie zwolniła. – Zastrzegł sobie. No jasne, już dawno zapomniałam, że Edward jest naszym pracownikiem.
- No to mam pomysł. Stań tam i w razie czego mnie złapiesz, dobra?
- No, to już jest bardziej rozsądne.
- Gotowy?
- Zawsze.

Edward

- No to mam pomysł. Stań tam i w razie czego mnie złapiesz, dobra?
O. Mój. Boże. Mam ją złapać, tak? Chwycić w swoje ramiona? Skoro tak, to niech skacze nawet z samej góry. Dla mnie bomba.
- No, to już jest bardziej rozsądne. – Skwitowałem. Jak nic powinienem zostać aktorem.
- Gotowy?
- Zawsze. – Dla ciebie zawsze mój Aniele, to już dodałem w myślach.
- No to skaczę.
No to skoczyła. Szkoda tylko, że się nie rozpędziła. Gdybym stał kawałek dalej, to pewnie leżałaby teraz twarzą w dół schodów z zakrwawionymi rękoma. Podbiegłem i chwyciłem moją Bellę w pasie. Na szczęście to wystarczyło. Nic się jej nie stało, oprócz tego, że trochę przetarła jeansy na kolanach. Jej cudowna twarz znajdowała się tylko kilka centymetrów od mojej. Była tak kusząca! Żeby jej nie pocałować, uśmiechnąłem się delikatnie, postawiłem ją na nogi i odszedłem kilka kroków, żeby ochłonąć. Spojrzałem na nią. Wybuchła głośnym śmiechem. Nie sposób było do niej nie dołączyć.
- Dzięki, Ed – powiedziała przez łzy. Tak, płakała ze śmiechu. Poczułem ciepło na całym ciele. Pierwszy raz powiedziała do mnie „Ed”. Widać, już całkiem się rozluźniła, zapomniała o problemie z Emmettem. No i dobrze. Jeśli o mnie chodzi, nie powinna się martwić.
Nigdy. Niczym.
- Nie ma sprawy. Tylko nie próbuj tego w domu – zacytowałem reklamę. Znowu ją rozbawiłem. Super. – Powinniśmy się zbierać.
- Masz rację, nie mówiłam nikomu, że wychodzę. Trochę się zasiedzieliśmy.


Bella

- Gdzie byłaś cały dzień, skarbie? – spytał mnie Charlie.
- Chodziłam po lesie – odpowiedziałam bez zastanowienia. – A gdzie mama?
- Bierze prysznic. Chyba wypiła za dużo drinków u Stanleyów. Było zabawnie, mówię ci.
- Tak? U mnie też. Pójdę w jej ślady, tatku. Jestem zmęczona.
- Jasne. Pa kochanie. – Pocałował mnie w czoło i powrócił do picia whisky.
Weszłam do pokoju. Postanowiłam, że trochę później się umyję i padłam bezwładnie na łóżko. Śmiałam się jeszcze, przypominając sobie dowcipy o blondynkach, które opowiedział mi Edward. Najbardziej przypadł mi do gustu ten:
Dlaczego blondynka poprzestała na trzecim dziecku?
- Bo słyszała, że co czwarty urodzony człowiek to Chińczyk.

Postanowiłam nie sprawdzać skrzynki odbiorczej. Nie chciałam sobie psuć humoru. Poza tym dotarło do mnie, że chyba prysznic wezmę jutro z samego rano. Była wykończona. Zasnęłam.

Powrócił mój stały sen znad basenu. Bańka mydlana, w której byłam zamknięta, a na zewnątrz te wściekłe, czerwone oczy. Tylko tym razem coś się zmieniło. Pod moją tajemniczą osłoną był ktoś jeszcze. Edward stał koło mnie i trzymał mnie za rękę. Przestałam bać się wroga.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin